Podwórko na warszawskim Czerniakowie, bloki z lat pięćdziesiątych. Starsi mieszkańcy myją okna, wychodzą z pieskami, robią na drutach, ci młodsi też robią. Browary. Snując się leniwie i unikając lipcowego słońca czekamy na naszego rozmówcę. Jakoś tak już mam, że gdy tak bezproduktywnie czekam, to się rozglądam. Mojej żonie to się nie podoba, ale co robić. Tak już mam. Rozglądam się więc tu i ówdzie i nagle widzę to.
Pstryknąłem więc fotkę telefonem - najpierw z daleka a potem z bliska. Bo najciekawsza jest tu czerwona tabliczka ostrzegająca skrytowrzucaczy i flejtuchów nie otwierających drzwi, że ten tu zwykły podwórkowy śmietnik to nie jest zwykły podwórkowy śmietnik, ale Obiekt Monitorowany.
Przeczytawszy ostrzeżenie zacząłem się rozglądać jeszcze uważniej. Patrzę i oczom nie wierzę. Nad śmietnikiem – kamera. Nad połamaną ławką – kamera. Nad wywietrznikiem schronu (w końcu to obiekt z lat ’50) kamera. Całe podwórko w kamerach. Jednego tylko nie rozumiem. Skoro tyle tu kamer, to dlaczego w bramie stoi stary fotel, obok krzesełko a na krzesełku pusta flaszeczka i popitka? Konsumenci umknęli oku kamery czy może Wielki Brat był zajęty doglądaniem Obiektu Monitorowanego, czyli tego śmietnika?
PS. Dla turystów i zainteresowanych. Monitorowane podwórko mieści się na tyłach zasłużonej dla warszawskiej gastronomii „Karczmy Słupskiej” – oba miejsca są warte odwiedzenia, bo chyba oba łączy duch poprzedniej epoki. Czasem tylko uzbrojony w nową technikę.