W moim poprzednim wpisie zarzuciłem ignorancję tym, którzy wyśmiewają katolicki dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi, myląc je z przekonaniem o dziewiczym poczęciu Jezusa. Napisałem, że "można się spierać o dziewicze poczęcie, można i o niepokalane, ale dobrze byłoby wiedzieć, o czym właściwie mówimy."
Przeczytałem komentarze i z przykrością zauważyłem, że nic się nie zmieniło. Spieracie się Państwo o zasadność wiary w dziewicze poczęcie, ale nadal większość z Was – i zwolennicy, i przeciwnicy – nazywa je niepokalanym… Przypominam więc: to są dwie różne sprawy. Kościół katolicki wierzy, że człowiek rodzi się ze "zmazą" grzechu pierworodnego, usuwaną przez chrzest. Wyjątkiem był Jezus, jako Syn Boży i Maryja, jako Jego Matka. Zgodnie z dogmatem, Maryja przyszła na świat bez grzechu pierworodnego i to właśnie nazywamy niepokalanym poczęciem, choć niektórym - i o tym właśnie pisałem – kojarzy się ono z zupełnie czym innym…
I jeszcze jedna sprawa, związana z Państwa wpisami. Teologia często definiowana jest jako "wiara szukająca zrozumienia". Oczywiście, że to szukanie wiąże się z ryzykiem utraty wiary, ale też z perspektywą jej pogłębienia. Czytając Państwa komentarze, spotkałem wielu przeciwników teologii. Co ciekawe, występują oni z dwóch przeciwstawnych pozycji. Dla jednych – niewierzących - teologia to głupstwo, zawracanie sobie głowy mitami. Dla drugich – żarliwie broniących wiary – Bóg jest tajemnicą, więc o czym tu myśleć...