„Brutal” to pojęcie we współczesnym sporcie względne. Od kilkudziesięciu godzin za największego sportowego „bandytę” uchodzi piłkarz Birmingham Martin Taylor. Prawdę mówiąc dzięki temu, co uczynił stał się niemniej popularny niż sam pokrzywdzony – Eduardo da Silva.
Po kilku dniach, gdy emocje już opadły, można i trzeba z całą pewnością stwierdzić, że Taylor tym, co zrobił ściągnął na siebie skumulowany gniew wszystkich tych, którzy mają w pamięci setki podobnych kontuzji z lat minionych.
Gniew jak najbardziej zrozumiały. Takie obrazki robią wrażenie. Przyznam się, że sam byłem pod wrażeniem zarówno gry Brazylijczyka z chorwackim paszportem, jak i starcia a zwłaszcza efektu faulu obrońcy Birmingham na Eduardo. Kontuzja jest koszmarna i szczerze żałuję, że nie będziemy mieli okazji podziwiać popisów napastnika Arsenalu i reprezentacji Chorwacji podczas Euro 2008. Zwłaszcza, że sam typowałem go na jedną z gwiazd mistrzostw Europy. Wierzę, bo chcę wierzyć, że da Silva powróci do treningu i do formy, ale teraz pozostaje jeszcze sprawa Taylora i jemu podobnych. No właśnie. Czy można porównywać Martina Taylora z takim, na przykład, Vinnie Jonesem. Były rzeźnik z Wimbledonu lepiej niż z boiska znany jest młodszym kibicom z Hollywoodzkich produkcji takich jak „The Mexican” czy „Snatch”. Należy jednak przypomnieć, że to właśnie Walijczyk był współautorem i głównym aktorem filmu instruującego kolegów po fachu jak faulować w najbardziej wyszukany i skuteczny sposób. Za tamto filmowe dokonanie został nawet ukarany przez angielską federacje grzywną w wysokości 20 tysięcy funtów. Za przedwczesne zakończenie kariery obrońcy Tottenhamu - Gary’ego Stevensa - podobnej kary już nie było. Vinnie Jones jest symbolem piłkarskiego twardziela i bandyty, ale nawet jemu zdarzyło się rozegrać sezon podczas którego dostał jedynie trzy żółte kartki. Tak było gdy był piłkarzem Leeds United pod koniec lat 90. Wspominam o tym gdyż jestem przekonany, że tamten sezon był dla Jonesa w takim samym stopniu wyjątkowy jak feralny mecz z Arsenalem w karierze Martina Taylora. Feralny zarówno dla poszkodowanego jak i dla sprawcy. Żądanie dożywotniej dyskwalifikacji dla spóźnionego i zdeprymowanego szybkością rywala obrońcy jest niedorzeczne, choć w pierwszej chwili takie pomysły mogły nam przejść przez głowę.
Jaki będzie koniec całej sprawy? Trudno mówić o jakimkolwiek zakończeniu, bo sprawa stara jest jak świat - a raczej futbol – i rozwiązań idealnych nie ma. Jestem natomiast przekonany, że dla przykładu Taylor zostanie ukarany dłuższą, niż zazwyczaj w przypadku ataku wyprostowana nogą, dyskwalifikacją a do końca sezonu w Premier League sędziowie z potrójną uwagą tępić będą lekkomyślne ataki na nogi rywala. Obrońca Birmingham, natomiast, z całą pewnością pomyśli dwa razy zanim zdecyduje się na wślizg. Stanie się przez to mniej efektywny i narazi się na gniew swoich kibiców. Konkluzja smutna, prawda? Lekko przewrotna, ale przecież każdy trener krzyczy przed meczem „nie odstawiamy nogi panowie”. To podstawa futbolu.