Samorządowcy powiatu wadowickiego nie mają wątpliwości, że gdyby nie zaniedbania w utrzymaniu rzek i potoków wielu lokalnych powodzi w ogóle by nie było - pisze "Dziennik Polski".
Od piątku strażacy pracują na terenie gminy Andrychów, która dwa lata temu poważnie ucierpiała podczas katastrofalnej powodzi. W minionych dniach sytuacja się powtórzyła, choć w mniejszym wymiarze. Nadal bowiem górskie potoki przepływające przez gminę Andrychów nie zostały odpowiednio umocnione i uregulowane. Potrzeba na to 10 mln zł, których nie mają takie instytucje jak Regionalny Zarząd Gospodarki wodnej czy Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych.
Po powodzi z 2005 r. umocnienia wykonano tylko na krótkich odcinkach potoku Targaniczanka. – Brak regulacji potoków powoduje, że powódź może zniszczyć wszystko to, co udało nam się odbudować po kataklizmie sprzed dwóch lat – mówi burmistrz Jan Pietras.
Tydzień temu w Andrychowie oficjalnie przekazano do użytku cztery nowe przeprawy mostowe. W poniedziałek do Targanic pod Andrychowem ściągnięto żołnierzy i strażaków ze Szkoły Aspirantów z Krakowa, którzy mają za zadanie oczyścić koryto potoków z połamanych drzew, tak aby nie zatamowały one mostów w przypadku kolejnej wielkiej wody.
Od piątku strażacy pracują bez ustanku także w innych częściach powiatu wadowickiego. W Miejscu, Łączanach i Chrząstowicach (gmina Spytkowice) cały czas do Wisły przez wały przepompowywana jest woda z lokalnego potoku, która zalała kilkadziesiąt hektarów pól i podtopiła niektóre posesje.
Źródło: Dziennik Polski