No i się skończyło. 14 miast, 14 tygodni, niesamowity maraton. Nie wierzyłem, że wytrzymam: robota tak męcząca, jak rzadko która… Ja wiem, już słyszę Państwa: „chciałbym być na Pana miejscu, wszystkie te podróże”… Ja też bym chciał być na swoim miejscu, gdybym mógł sobie na luzie po tych miastach połazić.
Tymczasem przylatywało się w piątek wieczorem, po tygodniu ciężkiej pracy (cięższej niż zazwyczaj, bo po nocach trzeba było wkuwać dane na temat każdego kolejnego miasta: postaci, historia, anegdoty), a w sobotę od 6 rano już „na ulicy”. Na dodatek nie było miasta bez niespodzianek: w Madrycie – Cibeles w rusztowaniach, a Puerta del Sol rozkopana pod stację metra… I tak aż do Kopenhagi, gdzie rząd duński, nie pytając nas o zdanie :-), „opakował” rusztowaniami Amalienburg i część Chistiansborgu… Suma summarum stress nieustanny i zwierzęce zmęczenie: po pracy po prostu padałem do łóżka i spałem aż do rana, bo w niedzielę znów trzeba było… I tak aż do odlotu, przeważnie właśnie w niedzielę wieczorem, no, chyba, że nie było żadnego połączenia… A teraz z całą powagą: chciałbym wyrazić moją wielką wdzięczność Kolegom, którzy włożyli wiele wysiłku w „Wyskocz na Weekend z TVN24”. Przede wszystkim operatorom: Nigdy nie wyjdę z podziwu dla ich umiejętności – nie tylko „kamerowania” (nikomu innemu by nie darowali takiego słowa, to pamiętliwe chłopaki) – ale i „podbijania” reportera. Czy to Bartek Michalak, czy Bartek Klimas, czy Przemek Dutkiewicz, Marek Chodak, Andrzej Kotiuszko, Leszek Szczaniecki, czy Marcin Fibiger (mam nadzieję, że nikogo nie zapomniałem) – potrafili swoją pracą i walorami ludzkimi stworzyć w każdym kolejnym odcinku „wartość dodaną”. Dziękuję, Koledzy! Trudno opisać jak wiele zawdzięczamy technikom z wozów transmisyjnych – z Wrocławia, Poznania i Krakowa. Nic – lub prawie nic nie jest dla nich niemożliwe, a ci z Państwa, którzy nas oglądali przyznają, że miałem wobec nich często zupełnie niecodzienne wymagania: od włażenia na wysokie wieże, po pływanie wszystkimi możliwymi jednostkami nawodnymi, po plątanie się w wieżyczce łodzi podwodnej… Fakt, że Państwo mogli to obejrzeć graniczył często z cudem. Tylko raz się nie udało: dwa odcinki nadawane z Dublina szlag trafił. Pokłady chmur i nad Irlandią i nad Polską były tak gęste, że obraz doszedł „zaśnieżony” i nie nadawał się do emisji. Mimo, że nadawaliśmy na pełnej mocy. Ale to byli technicy irlandzcy, gdyby był któryś z naszych, jakość na pewno byłaby emisyjna. Dziękuję, Koledzy! Specjalne podziękowania dla producentów: Lecha Sołtysa, który pomimo młodego wieku dał sobie świetnie radę z tak skomplikowanym przedsięwzięciem organizacyjnym, Magdy Musialak, która całość koordynowała i Magdy Lech, która potrafiła „z marszu” wejść w rytm naszej produkcji, gdy zaszła taka potrzeba. Stokrotne dzięki dziesiątkom ludzi w goszczących nas miastach, od odpowiedzialnych za turystykę polityków, po opiekujących się nami przewodników. Wszędzie byliśmy przyjmowani bardzo serdecznie, za co równie serdecznie dziękujemy! Właściwie tylko jedno miasto zupełnie nas zignorowało: Mediolan. I tak dobrze, że odstąpili od pierwotnego żądania zapłacenia ogromnych pieniędzy za prawo filmowania! Ale wszędzie powtarzało się to samo: „czy ci egzotyczni przybysze (znaczy my) będą umieli coś sensownego powiedzieć o naszym mieście”? I kończyło się zawsze tak samo, tzw. „koparą”, czyli szczęką na bruku, jaką to my dysponujemy technologią i jak dobrze dawaliśmy sobie radę merytorycznie. No i wszyscy błagali nas o kopie kolejnych odcinków; „to najfajniejsze reportaże, jakie o naszym mieście od lat zrobiono”. Co zapamiętam? Mnóstwo, może jeszcze kiedyś o tym opowiem. Dwa momenty: mina Bartka Klimasa, zapatrzonego w niebo w Monachium, kiedy od niechcenia podszedłem do kamery i powiedziałem „dwie dyszki”. „Co, 20 sekund do wejścia”? – „No przecież nie 20 minut” – odpowiedziałem. Jeszcze dzisiaj zanoszę się śmiechem przypominając sobie jaką twarz wówczas zrobił. I drugie – z Kopenhagi: mówiłem: „jak wiele w tych wszystkich miastach można skopiować, jak wiele zerżnąć, żeby żyło nam się lepiej”. Proszę zgadnąć, który fragment tego zdania zapamiętali moi kochani Koledzy? No i na zakończenie mały konkurs z pochwałą za nagrodę: w trzech miastach nigdy przedtem nie byłem: kto zgadnie w których?