Armia szuka tłumaczy języka arabskiego, dari, serbsko-chorwackiego i albańskiego, którzy wyruszyliby na zagraniczne misje, pisze "Dziennik". Jednak mało kto chce taką pracę podjąć. "Ludzie nie chcą jechać tam, gdzie ktoś może im głowę odstrzelić" - mówią arabiści.
Na stronach MON (www.cwmp.wp.mil.pl) ukazały się oferty dla tłumaczy. Powinni mieć obywatelstwo polskie, dobrze znać języki i mieć kilkuletnią praktykę. Najbardziej potrzeba ludzi w Iraku i Afganistanie. Ale nikt się do takich wyjazdów nie garnie.
- Irakijczycy mieszkający w Polsce nie chcą być uznani za zdrajców pracujących dla okupantów. Poza tym boją się, że zostaną zamordowani, mówi "Dziennikowi" były pracownik ambasady irackiej w Polsce.
Chętnych brakuje, mimo że armia podnosi stawki. - Tłumacze I - IV kontyngentu w Iraku dostawali po około 1600 dolarów na rękę, co wtedy dawało 6 tys. zł plus 800 zł pensji krajowej - mówi absolwent arabistyki, który pracował dla wojska. - Obecnie w Afganistanie tłumacz otrzymuje 7462 zł należności za pobyt na misji oraz 936 zł uposażenia krajowego, informuje Jarosław Rybak, rzecznik MON. Nie chce jednak zdradzić, ilu ludzi potrzeba.
Kilka dni temu Dania zrobiła rzecz bez precedensu. Wycofując kontyngent z Iraku, zabrała ze sobą 200 Irakijczyków, którzy pracowali dla wojska, w tym 80 tłumaczy. Dostali wizy, będą mogli ubiegać się o azyl. Pomysł narodził się po tym, jak w grudniu ub.r. jeden z ich kolegów został zamordowany.
Źródło: "Dziennik", tvn24.pl