Na konferencji po premierze filmu Romana Polańskiego producent Luca Barbareschi oznajmił: - Odpowiemy tylko na pytania dotyczące filmu. To nie jest trybunał moralny. (...) Film musi mówić sam za siebie, jury oceniać, a opinia publiczna, jeśli chce - klaskać. "Oficer i szpieg" zebrał w większości przychylne recenzje, choć podkreślano, że reżyser zbytnio skupił się "na szukaniu podobieństw między losem bohatera a poczuciem osobistej krzywdy."
Ponoć nic nie robi tak dobrze filmowi jak szczypta kontrowersji, która na publiczność działa niczym lep na muchy. Zważywszy na zamieszenie wokół najnowszego filmu Romana Polańskiego, wywołane w dniu inauguracji festiwalu wypowiedzią przewodniczącej jury Lucrecii Martel, nie dziwi, że żaden z weneckich pokazów nie był tak oblegany jak w piątek wieczorem "Oficer i szpieg".
- Nie zamierzam uczestniczyć w gali promującej film Polańskiego, ponieważ reprezentuję wiele kobiet, które walczą w Argentynie o takie sprawy - powiedziała Martel na inauguracyjnej konferencji prasowej. Odniosła się w ten sposób do wydarzeń z 1977 roku, kiedy Polański miał wymusić seks na 13-letniej wtedy Samancie Geimer.
Na konferencji prasowej po prezentacji filmu długo oklaskiwano francuskich aktorów - Jeana Dujardina, Louisa Garrela i Emanuelle Seigner oraz autora muzyki Alexandre'a Desplata. Zapał tych wszystkich, którzy zamierzali bombardować ekipę pytaniami o reakcje na mocne słowa Martel, ostudził producent filmu Luca Barbareschi, informując, że będzie odpowiadał tylko na pytania dotyczące filmu.
- To nie trybunał moralny. Przeszłość jest przeszłością, musimy skupić się na teraźniejszości. Film musi mówić sam za siebie, jury oceniać, a opinia publiczna, jeśli chce - klaskać - powiedział.
Wbrew zapowiedziom, nie było też łączenia się z reżyserem przez Skype'a, na co również miała zapewne wpływ atmosfera wywołana wypowiedzią przewodniczącej i krytyka pod adresem dyrektora festiwalu, który włączył obraz Polańskiego do konkursu.
W poczuciu osaczenia
"Oficer i szpieg" jest adaptacją powieści Roberta Harrisa (twórcy "Autora widmo") o słynnej, opartej na faktach sprawie Alfreda Dreyfusa, francuskiego oficera pochodzenia żydowskiego, w końcu XIX wieku niesprawiedliwie skazanego za szpiegowanie na rzecz Niemiec. Skandal, który wstrząsnął francuskim społeczeństwem, doprowadził wtedy do politycznego kryzysu.
Temat prześladowań i poczucia osaczenia niemal od początku przewija się przez twórczość Polańskiego. Poczynając "Wstrętu", poprzez "Dziecko Rosemary", "Lokatora" aż po "Pianistę". Począwszy od pobytu w krakowskim getcie, poprzez ucieczkę z niego, lata ukrywania się w czasie wojny, aż po medialną nagonkę w chwili wielkiej rozpaczy (zabójstwo Sharon Tate) i obwinianie go za przyczynienie się do niej. Czy można się dziwić, że reżyser ma poczucie, że wiele łączy go z bohaterem jego najnowszego filmu?
Zapiski, które zaszkodziły filmowi
Mimo przychylnej reżyserowi recenzji samego obrazu, "The New York Times" ocenia, że film Polańskiego, tak mocno podkreślający paralelę między jego życiorysem, a opartą na prawdziwej historii fabułą, "odnawia kontrowersje związane z historią przestępstwa seksualnego reżysera".
I tu zaczynają się schody. Ponieważ premierze filmu towarzyszyło upublicznienie zapisków z rozmów Polańskiego z pisarzem Pascalem Brucknerem, (pytał reżysera o prześladowania, jakich doświadczył on sam), zwierzenia Polańskiego potraktowano jako klucz do analizy filmu.
W efekcie niemal w każdej recenzji - zwłaszcza w amerykańskich omówieniach obrazu - podkreśla się, że porównywanie się do oczyszczonego z zarzutów Dreyfusa przez człowieka winnego gwałtu, jest nie na miejscu.
Tymczasem Polański w swojej wypowiedzi "prześladowaniem" nazywa ataki na niego po morderstwie żony Sharon Tate, gdy media sugerowały, że on sam sprowadził na nią tragedię, że zajmuje się okultyzmem, utrzymuje kontakty z satanistami. To, w czasie żałoby, doprowadzało go do rozpaczy. Wtedy zaczął sie trwający do dziś konflikt reżysera z mediami.
"Większość ludzi, którzy mnie nękają, nie zna mnie i nic nie wie o moim życiu"- mówił Brucknerowi Polański. - To wszystko, co zaczęło się po zamordowaniu Sharon, wciąż mnie prześladuje. Wszystko. Jest jak kula śniegowa, do której każda kolejna zima, dodaje kolejną warstwę. (...) Absurdalne historie kobiet, których nigdy wcześniej w życiu nie widziałem, a które oskarżają mnie o rzeczy, jakie podobno wydarzyły się ponad pół wieku temu. I ludzie wierzą, że tak było."
O tym, nie o przestępstwie, które popełnił wiele lat później, i do którego sie przyznał, mówi w zapiskach, opublikowanych przez Deadline.com polski reżyser. Wygląda na to, że mało komu chciało się je przeanalizować.
"Solidna stolarka" czy "nudny dramat proceduralny?"
W recenzjach "Oficera i szpiega" powtarza się stwierdzenie, że to obraz niebywale aktualny, choć osadzony w XIX wieku. W cytowanej rozmowie z Pascalem Brucknerem Polański podkreśla, że wiele fałszywych tropów eliminuje dziś technologia, ale fałszywe oskarżenia tworzą nieprawidłowo działające sądy, a przede wszystkim social media, które fetują wyroki i skazują na ostracyzm jeszcze przed poznaniem detali sprawy. Najczęściej zaś, ofiarami fałszywych oskarżeń padają przedstawiciele mniejszości: rasowych, narodowościowych czy wreszcie seksualnych.
"To skrupulatna produkcja, nakręcona z pieczołowitością przez 86-letniego reżysera, i chcę powiedzieć, że Polański jest w szczytowej formie" - pisze o "Oficerze i szpiegu" Owen Gleiberman z "Variety". I dodaje: "To film, który mówi więcej rzeczy, niż oglądając go, czujesz".
Z kolei krytyk "The Guardian" porównuje dzieło Polańskiego do pracy rzemieślnika w drewnie. "To solidny, dobrze wykonany kawałek profesjonalnej stolarki, jak ciężki mebel wiktoriański; zbudowany precyzyjnie od początku do końca. Im dłużej na to patrzysz, tym bardziej imponuje" - ocenia Xan Brooks.
Krytyczną recenzję, dając filmowi dwie gwiazdki na pięć, publikuje dziennikarz "IndieWire", nieustannie odnosząc się do sprawy Samanthy Geimer, zamiast do dzieła reżysera. Nazywa obraz "nudnym dramatem proceduralnym".
Chyba najcelniejszą, jak dotąd, opinię wygłosił po premierze obrazu Scott Roxborough.
"To solidny, dobry film i niezwykle aktualny - mówi szef europejskiego biura "The Hollywood Reporter". Ale dodaje: "Boję się, że z powodu wszystkich kontrowersji wokół Polańskiego ludziom będzie bardzo trudno rozdzielić dzieło od twórcy".
Autor: Justyna Kobus / Źródło: Reuters, "The Guardian", "The New York Times", "Variety", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA