8-latek, który jadąc na quadzie zderzył się z autobusem jest już po operacji. Lekarze mówią, że przeżyje. Ojciec chłopca, który jechał obok na motocyklu, nie został jeszcze przesłuchany. - Zbieramy materiał dowodowy, który pozwoliłby na ewentualne postawienie zarzutu mężczyźnie - mówi nam rzeczniczka policji. To najpoważniejszy z wypadków, nie jedyny z udziałem nastolatków na quadach.
- Chłopiec trafił do nas i przeszedł operację, niestety nie mogę powiedzieć, jaki to był zabieg. Jego stan nie uległ pogorszeniu ani poprawie. Jest ciężki, ale nie zmienia się - przekazuje Wojciech Gumułka, rzecznik Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
Dodaje, że być może za dwa, trzy dni, będzie można mówić o polepszeniu.
Ojciec jechał obok
Policja prowadzi postępowanie w sprawie wypadku.
Na monitoringu widać, że tuż obok chłopca jedzie ktoś jeszcze, również quadem. Tatiana Lukoszek, rzeczniczka policji w Siemanowicach nie potwierdza, że było to kolejne dziecko. - Zgromadzone dowody nie pozwalają jeszcze na potwierdzenie, że małoletni prowadził tego quada. Jeśli okaże się to prawdą, będziemy ustalać przyczyny - mówi.
Od niedzieli wciąż trwają przesłuchania wszystkich świadków wypadku. Policjanci nie rozmawiali jeszcze z rodzicami poszkodowanego chłopca. Policjantka tłumaczy to tym, że ojciec 8-latka może zmienić status i występować jako osoba podejrzana w sprawie.
- Zbieramy materiał dowodowy, który pozwoliłby na ewentualne postawienie zarzutu mężczyźnie. Wiadomo, że jechał w grupie motocyklistów, która poruszała się obok dziecka - przekazuje Lukoszek.
Postępowanie "w sprawie"
Jak mówi, postawienie ojcu zarzutu to kwestia kilku dni. Może okazać się, że będzie konieczne powołanie biegłego, który określiłby stopień obrażeń odniesionych przez chłopca.
Postępowanie toczy się w sprawie opisanej w Kodeksie karnym w artykule 160: chodzi o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, jednocześnie będąc osobą odpowiedzialną za opiekę nad osobą narażoną na to niebezpieczeństwo.
Jeśli ojciec usłyszałby taki zarzut, może mu grozić od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.
Przejażdżki kończą w szpitalach
Przypadek 8-latka nie był jedynym wypadkiem quada w ostatnich dniach.
Również w niedzielę, w miejscowości Łupice ( Wielkopolska), 15-latek i 17-latek jadący wspólnie jednym quadem zderzyli się z wozem strażackim. Jechali za szybko, na łuku drogi stracili panowanie nad pojazdem.
- 15-latek i 17-letni pasażer z obrażeniami ciała zostali przetransportowani do szpitali. Kierowca czterokołowca doznał złamania kości udowej prawej, odmy płucnej i urazu głowy, a pasażer złamania kości piszczeli - przekazuje Maja Piwowarska z policji we Wschowie.
Równie poważnie skończyła się wycieczka dwóch braci z powiatu lidzbarskiego (województwo warmińsko-mazurskie). 23-latek i jego 11-letni brat jechali bez kasków drogą do Lubomina. W pewnym momencie zjechali z trasy i wbili się w drzewo.
- Kierowca czterokołowca odniósł wielonarządowe obrażenia i przebywa w szpitalu w Olsztynie. Jego stan do teraz (środa - red.) jest bardzo ciężki. 11-latek miał uraz głowy i obrażenia poniżej siedmiu dni - informuje Monika Klepacka z policji w Lidzbarku Warmińskim.
Szarże quadami mogą też kończyć się śmiercią. Tak było w przypadku 42-letniego mężczyzny z Zachodniopomorskiego.
W niedzielę po godzinie 23 stracił panowanie nad pojazdem, koziołkował. Nie pomogła reanimacja, nie przeżył. - Ciało zostało zabezpieczone do sekcji, wykaże bezpośrednią przyczynę śmierci. Mężczyzna nie miał kasku - mówi Agnieszka Łukaszek z komendy policji w Sławnie.
Autor: ww/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: KPP Wschowa, KPP Lidzbark Warmiński, TVN24