Mimo że 20-letniej Chince za usiłowanie zabójstwa dziecka grozi dożywocie, to legnicki sąd uznał, że kobieta na rozpoczęcie procesu może czekać na wolności. Nie godzi się na to prokuratura - śledczy obawiają się, że kobieta może próbować uciec z Polski, dlatego od decyzji sądu się odwołuje. I niecierpliwie czeka na tłumacza języka chińskiego, by ten przełożył akt oskarżenia.
20-letnia Chinka w lutym, kilka godzin po porodzie, zostawiła swoje dziecko na jednym z polkowickich śmietników. Płaczącego chłopca usłyszał mężczyzna zbierający puszki, który natychmiast powiadomił o znalezisku służby. - Ja zawsze zajrzę do każdego śmietnika. Słyszałem jakby płacz małego kota albo coś. Zajrzałem do środka. Był tam otwarty karton, a dziecko było owinięte w prześcieradło - relacjonował Eugeniusz Korytko. Kilka godzin później policjanci zatrzymali matkę chłopca. Okazało się, że kobieta legalnie przebywała na terytorium Polski, pracowała i mieszkała w Polkowicach. Ciążę ukrywała przed swoim pracodawcą i współpracownikami.
Sąd wypuszcza na wolność
Prokuratorzy stwierdzili, że w tym przypadku nie było mowy o porzuceniu czy narażeniu dziecka na utratę zdrowia. I postawili kobiecie zarzut usiłowania zabójstwa, za co grozi jej nawet dożywocie.
Najpierw areszt tymczasowy przedłużono. Jednak po niemal 5 miesiącach spędzonych w areszcie Chinka wyszła na wolność. Sąd stwierdził bowiem, że nie ma potrzeby trzymać kobiety za kratami. - Sędzia uznał, że ze strony kobiety nie ma niebezpieczeństwa mataczenia, bo większość materiału została już zebrana i zabezpieczona. Co więcej, zdaniem sądu środki zapobiegawcze zastosowane zamiast aresztu są wystarczające do przeprowadzenia czynności, na które obywatelka Chin i tak nie ma wpływu, a więc jej dalsze izolowanie nie jest konieczne - mówi w rozmowie z tvn24.pl Paweł Pratkowiecki z sądu okręgowego w Legnicy.
W zamian za opuszczenie aresztu 20-latka musiała zapłacić 20 tys. złotych kaucji i raz w tygodniu musi stawiać się na komisariacie. Kobieta nie może też opuszczać kraju, a uniemożliwić ma jej to odebranie paszportu.
Prokurator: jest ryzyko, że zechce uciec
Z decyzją sądu nie zgadzają się śledczy. Jak przekonują zakaz opuszczenia kraju i odebranie paszportu nie oznaczają, że 20-latka nie spróbuje z Polski wyjechać. - My jesteśmy innego zdania niż sąd. Istnieje ryzyko, że Chinka spróbuje uciec z kraju. Co więcej, powinna ona nadal przebywać w areszcie, bo jest podejrzana o usiłowanie zabójstwa własnego dziecka, a jej czyn ma dużą szkodliwość społeczną i jest zagrożony surową karą - wyjaśnia Liliana Łukasiewicz z prokuratury okręgowej w Legnicy. Dlatego śledczy złożyli już zażalenie na decyzję sądu.
Tłumacz pilnie poszukiwany
Sędziowie decydując o uchyleniu aresztu zwrócili też uwagę na to, że niektóre z działań śledczych "były podejmowane w sposób niedostatecznie skuteczny". Chodziło o to, że w trakcie odsiadki za kratami prokuratorzy nie zdążyli przedstawić Chince aktu oskarżenia. Jak to możliwe? Okazuje się, że nie mogli znaleźć tłumacza języka chińskiego.
Jak wyjaśniają wszystko dlatego, że kompetentnych do tego osób jest zbyt mało, a w większości mają oni odległe terminy. Do przełożenia aktu oskarżenia na język obcy niezbędny jest tłumacz przysięgły, który widnieje na liście Ministerstwa Sprawiedliwości. Tych uprawnionych do przekładania urzędowych pism na język chiński jest w Polsce 15. Dla porównania tłumaczy języka niemieckiego jest 3828, a angielskiego 2635. Mniej jest na przykład tłumaczy macedońskiego - 8, a uzbeckiego jest tylko jeden. Co więcej, tłumacze przysięgli nie mogą odmówić wykonania tłumaczenia na zlecenie organów wymiaru sprawiedliwości, ale prokuratorzy, sędziowie i policjanci nie mają pierwszeństwa przed innymi chcącymi dokonać przekładu na język obcy.
- Akt w wersji polskiej jest już gotowy. Nie wiadomo jednak, kiedy zostanie przetłumaczony. Chcielibyśmy, żeby stało się to jak najszybciej. Miejmy nadzieję, że do końca wakacji się uda, ale pewności nie ma - przyznaje Łukasiewicz.
Porzuciła, ale praw nie chce się zrzec
Chinka nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Jednak w rozmowie ze śledczymi podkreślała, że nie chciała, by dziecko zmarło. Na śmietnik miała zanieść je dlatego, że jest to miejsce w którym pojawia się dużo ludzi. Jej argumentacja nie przekonała prokuratorów.
Chłopiec przebywa w domu małego dziecka. Jego matka nie chce zrzec się praw rodzicielskich. To z kolei komplikuje sytuację, bo dopóki kobieta prawa posiada nie można rozpocząć procedury adopcyjnej. - Prawami dziecka nie można zarządzać bez zgody matki, a nią do momentu odebrania władzy rodzicielskiej jest ta kobieta. Postępowanie przed sądem rodzinnym może być prowadzone równolegle do procesu karnego - wyjaśnia mecenas Krzysztof Budnik.
"Sytuacja niedopuszczalna"
Eksperci przyznają, że w polskim systemie prawnym niepokojące jest nadmierne korzystanie i przedłużanie tymczasowego aresztowania. Jak mówią obrońcy praw człowieka każdy ma prawo do rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie. Ich zdaniem sprawa tłumaczenia dobitnie pokazuje problem przewlekłości postępowania przed polskim wymiarem sprawiedliwości.
- Sprawa w pewnym stopniu kompromituje państwo polskie. Nie może się ono powoływać się na to, że nie ma możliwości przetłumaczenia aktu oskarżenia na język chiński. Z punktu widzenia praw człowieka taka sytuacja jest niedopuszczalna - twierdzi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Do porzucenia doszło na terenie Polkowic:
Autor: tam/zp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock / tvn24