Szef gabinetu politycznego MON i rzecznik ministra obrony Bartłomiej Misiewicz poprosił swego szefa Antoniego Macierewicza o zawieszenie w funkcjach w resorcie. Minister oświadczył, że przychyla się do prośby Misiewicza. Zaznaczył jednocześnie, że "oczekuje dowodów", od tych, którzy szkalują dobre imię jego rzecznika.
"Informuję, że zwróciłem się do Ministra Obrony Narodowej pana Antoniego Macierewicza z prośbą o zawieszenie mnie w funkcjach, które pełnię w MON. Ponadto informuję, że wytaczam proces tygodnikowi 'Newsweek' za nieprawdziwy i szkalujący mnie artykuł oraz tym ośrodkom medialnym, które powtarzają te insynuacje na mój temat" – napisał Misiewicz.
Według "Newsweeka" Misiewicz proponował radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu".
Po kilkudziesięciu minutach szef MON Antoni Macierewicz oświadczył, że przychyla się do prośby swojego rzecznika.
- Pan Misiewicz zwrócił się - w związku z kampanią wymierzoną w jego dobre imię i w niego osobiście, obawiając się, że to może także utrudnić funkcjonowanie ministerstwa obrony - z prośbą o zawieszenie w czynnościach - powiedział Macierewicz dziennikarzom.
- Uważam, że to jest z punktu widzenia funkcjonowania słuszne stanowisko do czasu, gdy zostaną przedstawione dowody i oczekuję teraz od tych, którzy prowadzą tę kampanię, że poza pomówieniami przedstawią także dowody. A do tego czasu przychylam się do stanowiska pana Misiewicza i zawieszam go w czynnościach - dodał.
PO: jedynym rozwiązaniem dymisja
- Może ktoś wreszcie poszedł po rozum do głowy. Pan Misiewicz jest symbolem tego, jak nie powinno działać państwo. Jest symbolem nepotyzmu, kolesiostwa - skomentował informację Cezary Tomczyk, poseł PO. - Chyba nie chciał być takim symbolem, ale został - dodał. Zdaniem Tomczyka "najwyższa pora, żeby (Misiewicz - red.) nie tylko się zawiesił, ale też podał się do dymisji". - Powinniśmy poczekać na zdanie pana ministra Macierewicza, to w końcu jego zwierzchnik, ale dziwne jest to, że rzecznik prasowy MON sam wokół siebie kreuje taką rzeczywistość. Sam wysyła do swojego szefa pisma, nie czekając na odpowiedź już to ogłasza... To wygląda jak jakaś taka medialna zagrywka, trochę jak umycie rąk, ale to chyba nie najlepszy pomysł. Dymisja to jedyne dobre rozwiązanie po tylu wpadkach pana Misiewicza - powiedział.
- To nie jest znane pojęcie - zawieszenie. Jeśli ktoś wykonuje pracę na podstawie umowy o pracę powinien złożyć rezygnację. (...) To jest minimum, czego można oczekiwać od dyrektora Misiewicza - powiedział Jan Grabiec z PO. - Nie sądzę, żeby pan Misiewicz chciał się pozbyć funkcji, które pełni w MON. Myślę, że to mu bardzo imponuje, że jest ważnym dyrektorem, jeździ po kraju, rozdaje posady, zawiera koalicje partyjne, ale nie na tym polega funkcja dyrektora gabinetu politycznego i z całą pewnością te wydarzenia ostatnich tygodni pokazują, że nie powinien pełnić funkcji wokół rządu. Powinien się podać do dymisji i być może dokończyć swój licencjat, zastanowić się nad kierunkami rozwoju i wtedy być może wrócić do polityki - zaproponował poseł PO. Zdaniem Grabca "Misiewicz jest symbolem polityki personalnej PiS". - Być może z tego względu, ze względów wizerunkowych, prezes Kaczyński zdecyduje się na odsunięcie go z pierwszej linii frontu - dodał.
"Pierwszy sukces akcji #Misiewicze"
- Mamy pierwszy sukces akcji #Misiewicze, akcji ogólnopolskiej. Symbol tej akcji, pan Bartłomiej Misiewicz, zawiesił się w obowiązkach i mam szczerą nadzieję, że w jego ślady pójdą dalsze tłuste misie - Misiewicze - które siedzą w radach nadzorczych i spółkach skarbu państwa. Jest to pierwszy krok do tego, żeby oczyścić te spółki, żeby PiS uderzyło się w pierś i powiedziało "tak, wiedzieliśmy, czas naprawy" - powiedziała na konferencji prasowej Monika Rosa, posłanka Nowoczesnej.
Partia rozpoczęła dziś akcję #Misiewicze, w ramach której ujawniała osoby zatrudnione w spółkach skarbu państwa, które ich zdaniem nie mają odpowiednich kompetencji.
- Bartłomiej Misiewicz stał się symbolem obciachu, stał się symbolem tych rządów, czyli niekompetencji, arogancji i przyjmowania zasług, na które nie zasłużył. Czy to była jego decyzja, czy to była decyzja Jarosława Kaczyńskiego, tego nie wiemy. Z pewnością była słuszna - dodała.
PiS: mówimy wyłącznie o faktach medialnych
Jeszcze przed decyzją Macierewicza rzecznik klubu PiS Beata Mazurek powiedziała, iż oczekuje od członków rządu, że ci będą działać w sposób "transparentny, odpowiedzialny i rzeczowy". - I tak też się dzieje - zapewniała Mazurek.
- Mówimy tylko i wyłącznie o faktach medialnych, którym wiary nie do końca daje pan minister Macierewicz, który chwali swojego pracownika - w ten sposób rzecznik klubu PiS odniosła się w rozmowie z dziennikarzami do poniedziałkowych doniesień "Newsweeka".
Posada w Polskiej Grupy Zbrojeniowej
Na początku września 26-letni Misiewicz został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, która podlega MON - mimo braku wyższego wykształcenia i ukończenia odpowiedniego kursu. Krótko po ujawnieniu tej informacji media podały, że Misiewicz zrezygnował z członkostwa w radzie nadzorczej spółki Energa Ostrołęka. Misiewicz, członek PiS, pełnomocnik tej partii w Piotrkowie Trybunalskim i członek Krajowej Komisji Rewizyjnej, startował w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych. Karierę rozpoczynał jako asystent Antoniego Macierewicza. Według informacji na stronie MON, zanim przyszedł do ministerstwa był zatrudniony przez biuro posłanki PiS do Parlamentu Europejskiego Beaty Gosiewskiej, przez PiS oraz w aptece "Aronia" w Łomiankach.
W sprawie Misiewicza z szefem MON rozmawiała premier Beata Szydło (materiał "Polski i świata" z 15.09):
Autor: mart,ts//rzw / Źródło: PAP, TVN 24