- Wygląda to nieszczególnie i tak naprawdę mogli dokonać tego zatrzymania inaczej - oceniał akcję gorzowskich policjantów, którzy oddali kilkanaście strzałów w stronę napastnika, gen. Adam Rapacki, były wiceszef policji. Podkreślił, że choć interwencja była zgodna z obowiązującymi przepisami, w momencie, gdy sprawca zaczął uciekać i rzucił niebezpieczne przedmioty, funkcjonariusze mogli spróbować innych działań.
Funkcjonariusze gorzowskiej policji oddali w poniedziałek kilkanaście strzałów z broni palnej. Celem interwencji było obezwładnienie mężczyzny, który uzbrojony w tłuczek do mięsa, młotek i inne metalowe przedmioty niszczył samochody i szyby w okolicznych sklepach. Rzucał także przedmiotami w radiowóz i nie reagował na polecenia policjantów. Oddali więc strzały, napastnik został raniony w nogę i okolicę ucha.
Interwencję oceniał w programie "Wstajesz i wiesz" w TVN24 gen. Adam Rapacki, były wiceszef policji. Przestrzegł przed formułowaniem pochopnych wniosków na podstawie filmu udostępnionego opinii publicznej.
Wyjaśnił, że policja miała w tym przypadku prawo do użycia broni. - Sprawca próbował dokonać zamachu bezpośredniego na życie, zdrowie tychże funkcjonariuszy. Gdy już natomiast zaczął uciekać, rzucił przedmioty, którymi próbował dokonać tego zamachu, wtedy policjanci mogli udać się w pościg i próbować go zatrzymać inaczej - ocenił Rapacki.
"Coś z precyzją strzelania"?
Były wiceszef policji wytłumaczył, że ustawa o użyciu środków przymusu bezpośredniego przewiduje możliwość użycia broni palnej w czasie zatrzymania sprawcy. - Jeżeli chodzi o podstawy prawne, policjanci mieli takie możliwości, ale wygląda to nieszczególnie i tak naprawdę mogli dokonać tego zatrzymania inaczej - ocenił.
Rapacki wyjaśnił, że jego zdaniem pierwsze z oddanych strzałów były ostrzegawcze.
- Kolejne strzały to chyba rzeczywiście coś z precyzją strzelania... ale też musimy mieć świadomość stresu, w jakim ci policjanci reagowali. Łatwo dzisiaj ich oceniać i być może niektórzy będą ich krytykować, ale to są sytuacje wyjątkowe i ekstremalne, więc trzeba bardzo dobrego wytrenowania, żeby trafić precyzyjnie np. w nogę - tłumaczył.
Rapacki mówił również, że policjanci w takich sytuacjach nie muszą koniecznie używać broni palnej, np. jeżeli są wyposażeni w paralizatory.
- Są dobre paralizatory, które pozwalają działać również z pewnej odległości. Paralizatory nie sprawiają takiej szkody jak broń palna. Ale tutaj prawdopodobnie policjanci nie mieli paralizatorów - ocenił. Wyjaśnił, że tych urządzeń w polskich komendach jest stosunkowo niedużo. - Były przez pewien czas dywagacje prawne w Polsce, czy paralizatory mogą być używane, czy nie. W tej chwili paralizatory są dokupywane dla policjantów - powiedział.
Autor: kg/tr/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24