- Myślę, że ta sytuacja nie będzie bezpośrednio wpływała na moje losy - takie przekonanie wyraziła w "Faktach po Faktach" w TVN24 minister sportu Joanna Mucha, kolejny raz komentując zarzuty NIK wobec ministerstwa. - Premier zgadza się z moim stanowiskiem, że mamy tutaj do czynienia z sytuacją nie do końca zgodną ze zdrowym rozsądkiem - mówiła polityk.
Joanna Mucha - pytana o swoją dymisję - podkreśliła, że "nie spakowała jeszcze walizek", ponieważ donikąd się nie wybiera.
- Nie szykuję się do dymisji, choć każdy z nas ministrów jest przygotowany na dymisję w każdym momencie - powiedziała Mucha.
Większe ryzyko
Czy po raporcie NIK ryzyko dymisji jest większe? - Nie mam takiego poczucia, bo rozmawiałam na ten temat z premierem. Premier zgadza się z moim stanowiskiem, że mamy tutaj do czynienia z sytuacją nie do końca zgodną ze zdrowym rozsądkiem. Myślę, że ta sytucja nie będzie bezpośrednio wpływała na moje losy - powiedziała minister sportu.
- Rozmawialiśmy na temat Madonny długi czas temu. Przedstawiłam całą tę sytuację, jej stan faktyczny się nie zmienił - dodała.
Egzotyczne zachowanie
Joanna Mucha stwierdziła też, że nie wie, "co mówi raport NIK, bo ostateczna wersja nie została do tej pory udostępniona". - To, o czym pani mówi to prawdopodobnie są przekazy medialne. To nie jest dokument, który prawomocnie wpłynął. Nie mogę w sposób merytoryczny odnosić się do tej informacji, bo czekam na dokument. Wtedy będę się do tego odnosiła i zgłaszała dalsze zastrzerzenia do tych wniosków - powiedziała.
I dodała: - Ja zapoznam się z oficjalnym dokumentem, który zostanie do mnie przesłany. Z tego co wiem, to ten dokument jeszcze nie powstał. On zwykle powstaje po orzeczeniu kolegium, to trwa kilka dni. (...) W administracji publicznej to powinno wygladać tak, że nie opieramy się na przeciekach medialnych. Dobra praktyka urządu publicznego polega na tym, że najpierw dokument przekazywany jest podmiotowi a potem jest wysyłany komunikat do mediów. Chciałabym tej reguły przestrzegać i przestrzegam w ramach mojego resortu. NIK zachowuje się w stosunku do mnie dokładnie odwrotnie - najpierw formułuje jakieś medialne przecieki czy informacje, a dopiero potem dostarcza oficjalny dokument. Uważam, że jest to dość egzotyczne postępowanie - oceniła minister.
Zdrowy rozsądek
Do zarzutów NIK minister sportu odniosła się też podczas czwartkowej konferencji prasowej. Podkreśliła, że nie zgadza się z zarzutami Najwyższej Izby Kontroli, która uznała, że jej resort wydał publiczne pieniądze na koncert Madonny niegospodarnie i niezgodnie z ich przeznaczeniem.
- Nie wierzę w dogmat nieomylności Najwyższej Izby Kontroli. Wiem, że to instytucja, która ma chronić nasze publiczne pieniądze i wiem, że robi to z wielkim zaangażowaniem, ale w moim przekonaniu, w tym konkretnym przypadku, zamknęła oczy na zdrowy rozsądek - powiedziała Mucha dziennikarzom.
W środę Kolegium NIK uznało, że z budżetowej rezerwy celowej przeznaczonej na zadania związane z turniejem Euro 2012 oraz na upowszechnianie siatkówki wśród dzieci i młodzieży nie można było dofinansować koncertu Madonny. Resort przekazał na to 5,8 mln zł. Kolegium rozpatrywało zastrzeżenia, jakie ministerstwo sportu zgłosiło do wcześniejszego raportu NIK. W maju, gdy minister Joanna Mucha odwoływała się od raportu, tłumaczyła, że jej resort miał zgodę Ministerstwa Finansów na wykorzystanie pieniędzy z rezerwy. - Stwierdzenie, bo de facto do tego się sprowadza ten raport, że po turnieju Euro 2012 Stadion Narodowy powinien był być zamknięty na cztery spusty, że żadna impreza nie powinna była się na nim odbyć, w moim przekonaniu jest po prostu absurdalny. Dlatego nie zgadzam się z tymi zarzutami, z tym co zostało przedstawione w mediach, bo na tę chwilę nie otrzymałam żadnego dokumentu ze strony Najwyższej Izby Kontroli, co swoją droga wydaje mi się dość egzotycznym postępowaniem instytucji państwowej - dodała.
Zyski, ale jakie
Koncert Madonny 1 sierpnia 2012 r. był pierwszą niesportową imprezą zorganizowaną po mistrzostwach Europy w piłce nożnej na Stadionie Narodowym. Budził kontrowersje m.in. ze względu na termin - 68. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Obejrzało go 35 tys. widzów. Organizatorzy liczyli na większą frekwencję, a dodatkowo nie znalazł się żaden sponsor imprezy. Przed koncertem Narodowe Centrum Sportu, wierząc w sukces przedsięwzięcia, zwróciło się do ministerstwa sportu o pożyczkę, licząc, że pieniądze zwrócą się z nawiązką. Tak się nie stało, a straty musiało pokryć ministerstwo. - Uważam, że rzeczą absolutnie niedopuszczalną jest to, że na tym koncercie zrealizowaliśmy tak dużą stratę. To nie powinno było się wydarzyć. Błędy zdarzają się, szczególnie dotyczące nowego obiektu, bardzo trudnego obiektu. Trudno sobie wyobrazić, że rok 2012, kiedy ten obiekt zaczął żyć, przebiegłby bez żadnych zakłóceń oraz w sposób absolutnie fantastyczny i wspaniały. Moją rolą jest to, żeby te błędy się więcej nie powtórzyły. Jeśli popatrzymy na to, jak teraz funkcjonuje operator (Stadionu Narodowego-PAP) PL.2012+, to ja jestem absolutnie przekonana i pewna, że tego typu błędy się nigdy więcej nie powtórzą i to jest najważniejsze - argumentowała Mucha.
NIK i inne zarzuty
Minister uważa także, że z zarzutami Najwyższej Izby Kontroli musiałaby się zmagać również wtedy, gdyby nie przekazała pieniędzy na koncert. - Gdybym podjęła inna decyzję, to dzisiaj NIK również stawiałby mi zarzuty. Dlatego, że inna decyzja w lutym oznaczałaby, że zrezygnowałabym z koncertu, który ma przynieść zysk i fantastyczny bonus promocyjny dla Stadionu Narodowego. Jak miałabym wytłumaczyć taką decyzję? Przypomnę, że był to jedyny koncert Madonny w Europie Środkowowschodniej. Nie wytłumaczyłabym takiej decyzji - powiedziała.
Autor: mn/ja / Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24