- Kiedy Wiktor do nas trafił, nie dało się już go uratować - mówi tvn24.pl dyrektor ds. medycznych w łódzkim szpitalu, gdzie w minioną sobotę zmarł 6-tygodniowy Wiktor. I donosi do prokuratury na kutnowski szpital, gdzie wcześniej leczone było dziecko. Nie popełniono błędu – odpowiada na zarzuty dyrektor szpitala w Kutnie i apeluje o powściągliwość w formułowaniu oskarżeń. Sprawę bada prokuratura.
Wiktor urodził się jako wcześniak, po 34 tygodniach ciąży. Zmarł w minioną sobotę rano w szpitalu im. Marii Konopnickiej w Łodzi, mając zaledwie półtora miesiąca.
- Kiedy przywiozła go karetka, stan był krytyczny. Pracę niemal wszystkich organów zakłócała rozwinięta posocznica. Nie było szans ratunku - mówi tvn24.pl dr Zbigniew Jankowski, zastępca dyrektora naczelnego ds. lecznictwa szpitala im. Konopnickiej na ul. Spornej w Łodzi.
Wcześniej dziecko hospitalizowane było w szpitalu w Kutnie. To właśnie lekarzy z tej placówki dyrektor łódzkiego szpitala oskarża o zaniedbania. Złożył już zawiadomienie do prokuratury.
- Chłopczyk był hospitalizowany tydzień przed śmiercią. Decyzje kutnowskich lekarzy (o wypisaniu dziecka do domu - red.) są co najmniej zastanawiające - tłumaczy Jankowski.
Sekcja: rozległy stan zapalny jamy brzusznej
Szpital w Łodzi twierdzi, że dziecko zmarło na skutek posocznicy. To, czy tak rzeczywiście było miała wyjaśnić sekcja zwłok Wiktorka, która odbyła się w poniedziałek w Łodzi.
- Specjaliści z zakładu medycyny sądowej stwierdzili, że dziecko miało rozległy stan zapalny narządów jamy brzusznej - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Kopania dodaje jednak, że sekcja nie pozwoliła na jednoznaczne ustalenie, co było przyczyną zgonu dziecka.
- Musimy poczekać na dokładne wyniki przeprowadzonej sekcji. Te mogą być znane dopiero za kilka tygodni - mówi prokurator.
Na ciele Wiktorka lekarze nie stwierdzili żadnych urazów zewnętrznych.
"My byśmy go nie wypisali"
O tym, jak leczony był 6-tygodniowy chłopiec szpital w Kutnie nie chce mówić. Wiadomo tylko, że dziecko było od 21 do 24 października pacjentem na oddziale pediatrycznym tamtejszej placówki. O tym, co dolegało dziecku wiemy od dyrektora Jankowskiego z Łodzi.
- Podczas hospitalizacji lekarze stwierdzili obecność bakterii klebsiella pneumoniae. Oprócz tego wykryto, że dziecko ma niepokojąco mało czerwonych krwinek. Mimo to zostało wypisane z placówki po kilku dniach, a rodzice zostali poinformowani, że mają podawać mu antybiotyk - informuje Jankowski.
I dodaje, że nie potrafi zrozumieć, dlaczego kutnowscy lekarze podjęli taką, a nie inną decyzję.
- W moim szpitalu z pewnością dziecko byłoby dalej obserwowane na oddziale. Nie wykluczam też, że z powodu złych wyników badania krwi przetoczono by mu krew - prognozuje dyrektor ds. medycznych szpitala przy Spornej.
Szpital w Kutnie: "niezrozumiała agresja w łódzkiej placówce"
Andrzej Musiałowicz, prezes zarządu kutnowskiego szpitala zapewnia, że w jego szpitalu "nie popełniono żadnego błędu".
- Nie do końca rozumiem agresję dyrektora z Łodzi i stawianie przez niego zarzutów. W przeciwieństwie do śledczych, nie ma on dostępu do pełnej dokumentacji medycznej i feruje wyroki na podstawie wypisu ze szpitala, który jest tylko częścią dokumentacji - mówi Musiałowicz i dodaje, że "doradziłby dyrektorowi Jankowskiemu więcej powściągliwości".
Kto zawinił?
O nieferowanie wyroków apeluje też prof. Andrzej Radzikowski, mazowiecki konsultant ds. pediatrii.
- Jestem bardzo daleki od jednoznacznego oceniania, czy mogło tu dojść do jakiegokolwiek błędu. Wstrzymajmy się z zarzutami - ucina prof. Radzikowski.
Czy którekolwiek z działań podjętych w Kutnie jednak zaniepokoiło konsultanta?
- Sama obecność bakterii nie jest powodem do przedłużania hospitalizacji. Tak małe dziecko powinno być wręcz jak najkrócej w szpitalu, żeby nie doszło do zakażenia innymi wirusami - mówi Andrzej Radzikowski.
Kolejna śmierć dziecka
Dziecko zostało przyjęte do szpitala, bo skierował je tam lekarz pediatra. Półroczna Basia była w ciężkim stanie. Kiedy stan dziecka jeszcze się pogorszył, miejscowi lekarze zadecydowali o potrzebie przewiezienia dziecka do specjalistycznego szpitala w Łodzi. Wezwana karetka transportowa przyjechała do Kutna dopiero po trzech godzinach. Niedługo potem dziecko zmarło.
- W tej sprawie wszystko zostało już wyjaśnione. Takie rzeczy czasami po prostu się dzieją - powiedział nam dzisiaj przed kamerą dyrektor kutnowskiej placówki.
Sprawdziliśmy. Okazało się, że do wyjaśnienia spawy jest jednak bardzo daleko. Co prawda nikt jeszcze nie usłyszał w tej sprawie zarzutów, to śledztwo wciąż jest w toku.
- Czekamy na raport Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie, który poprosiliśmy o ocenę pracy zarówno szpitala jak i pogotowia, które odpowiadało za organizowanie transportu. Sprawdzamy też pracę innych jednostek służby zdrowia, które wcześniej opiekowały się dziewczynką - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź