Początkowo pani Aneta myślała, że jej kotkę ktoś przygarnął. Roksi była młodziutka, zadbana i odkarmiona, więc może ktoś ją zabrał do domu? Prawda okazała się jednak makabryczna. Ktoś złapał zwierzę i wepchnął mu do gardła baterię. Kwas śmiertelnie uszkodził organy wewnętrzne kotki.
Kobieta szukała kotki przez ponad tydzień. Znalazła ją przypadkiem, przy moście w Sanoku. – Siedziała zwinięta w kulkę, nie reagowała. Kiedy ją zawołałam, zaczęła piszczeć – opowiada pani Aneta.
Bateria w brzuchu
Właścicielka od razu zaniosła Roksi do weterynarza, jednak ten, ze względu na późną porę, nie zrobił prześwietlenia. – Przez noc trzymałam ją w domu pod kroplówką. Gdybym wiedziała, co jej jest, nie przedłużałabym tego cierpienia – podkreśla pani Aneta.
- Szczęście w nieszczęściu, że ją znalazłam. Kolejnej nocy mogłaby nie przeżyć, później sprzątacze ulic zabraliby jej ciało, a ja nigdy nie dowiedziałabym się, co się stało – mówi kobieta.
Lekarz zrobił kotce prześwietlenie następnego dnia. Wtedy okazało się, że Roksi ma w brzuchu baterię. – Przedmiot został zwierzęciu wepchnięty do pyszczka. Kwas wyciekający z baterii powoli ją trawił – mówi roztrzęsiona mieszkanka Sanoka.
Najpierw zwierzęta, później ludzie?
Weterynarz próbował operacyjnie usunąć baterię z brzucha kotki, jednak Roksi nie przeżyła zabiegu. Teraz pani Aneta jest zdeterminowana, żeby znaleźć osobę odpowiedzialną za śmierć jej pupilki. Tym bardziej, że Roksana była szczególnym kotem. Jako ozdrowieniec panleukopenii (tzw. kociego tyfusa) pomagała leczyć inne koty. Pobierano od niej bezcenną surowicę.
- Wiem, że są ludzie, którzy traktują zwierzęta jak przedmioty, których nie porusza takie zachowanie. Jednak proszę pomyśleć, że osoba, która jest w stanie zrobić coś takiego zwierzęciu, może wkrótce zacząć zagrażać ludziom, na przykład dzieciom z pobliskiego przedszkola. To ktoś, kto przez dziewięć dni może patrzeć na cierpienie zwierzęcia – zauważa kobieta.
Jej zdaniem sprawca najprawdopodobniej mieszka w obrębie osiedla Błonia w Sanoku. – Komuś z innej części miasta raczej nie chciałoby się przenosić Roksi na ulicę Podgórską, tylko po to, żeby ją porzucić – stwierdza pani Aneta.
Policja: to lokalny priorytet
Sprawę zgłosiła już policji. Z relacji mieszkanki Sanoka wynika, że dyżurny sanockiej policji początkowo nie chciał przyjąć zgłoszenia, kiedy kobieta dostarczyła pełną dokumentację i wyniki sekcji zwłok kotki, jednak je przyjął. Jednocześnie pani Aneta zdecydowała się wyznaczyć nagrodę w wysokości 1500 zł dla osoby, która pomoże schwytać sprawcę zdarzenia.
Jakie są szanse na złapanie oprawcy Roksi? Zdaniem jej właścicielki, dość duże. – Na tym narożniku, gdzie znalazłam Roksi, są też kamery monitoringu. Prosiłam policję, żeby jak najszybciej je przejrzała, żeby przypadkiem nie zostały skasowane – relacjonuje kobieta.
Jak jednak przekazała nam oficer prasowa policji w Sanoku, w miejscu, gdzie znaleziono kotkę nie ma kamer. – Zabezpieczyliśmy monitoring w okolicy i teraz będziemy go przeglądać. Może uchwycił osobę, która porzuciła kota – mówi Anna Oleniacz z sanockiej policji.
Jak dodaje rzeczniczka, sprawa jest bulwersująca i ma status "lokalnego priorytetu". – Dołożymy wszelkich starań, żeby namierzyć i zatrzymać sprawców – podkreśla Oleniacz.
Policja apeluje do osób, które mogą pomóc w namierzeniu oprawcy Roksi o kontakt pod numerem telefonu 13 465 73 34 lub 997.
Autor: wini//ec / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: fot. Archiwum prywatne