Jeszcze we wtorek ojciec Armina publicznie dziękował straży, policji i innym osobom za uczestnictwo w poszukiwaniu jego syna. W środę po południu z rzeki wyłowiono zwłoki, w pobliżu miejsca, gdzie kilka tygodni temu zaginionego chłopaka zarejestrowała kamera monitoringu. To on.
Policjanci i strażacy przeszukiwali we wtorek rzekę Brynicę i staw Hubertus w okolicy ulicy Naftowej w Sosnowcu, bo tam Armin zostawił ostatni ślad. 28 kwietna przechodzącego tędy 20-latka z Mysłowic zarejestrowała kamera monitoringu (zamontowana na obiekcie Naftowa 97).
Najpierw szedł w stronę skrzyżowania z ulicą Ostrogórską, ale zawrócił i znikł z pola widzenia kamery. Dlatego poszukiwania na szeroką skalę obejmowały teren przed skrzyżowaniem Naftowej z Ostrogórską. Nie odniosły skutku.
Następnego dnia, w środę między godz. 17 a 18 przechodzień zauważył ciało w rzece Przemsza, która płynie poniżej Ostrogórskiej, przeczesana dzień wcześniej Brynica jest jej dopływem.
Wyłowiono zwłoki. - Potwierdziliśmy, że to zaginiony Armin - przyznaje Sonia Kepper, rzeczniczka policji w Sosnowcu.
Wracał do domu w strugach deszczu
20-latek, uczeń technikum elektronicznego w Sosnowcu w tym roku miał zdawać maturę. Z rozmowy z jego ojcem wynika, że w piątek 28 kwietnia wieczorem chłopak poszedł na spotkanie pożegnalne z kolegami z klasy. To był ich ostatni dzień w szkole.
W rozmowie z kolegami policja ustaliła, że wszyscy pili alkohol. Armin niewiele, jego ojciec powiedział nam, że syn nie ma zwyczaju chodzić na piwo, a w domu w ogóle się nie pije.
Po godz. 20 koledzy mieli się pożegnać w centrum Sosnowca i Armin wyruszył do domu, do sąsiednich Mysłowic. - Przed wyjściem z domu mówił żonie, że wróci autobusem. Ale często wracał ze szkoły piechotą, zabierało mu to 40 minut i deszcz mu nie przeszkadzał - opowiedział nam ojciec chłopaka.
Tak też postanowił w feralny piątek, jak później ujawnią nagrania z kamer monitoringu. Około godz. 21 szedł Naftową w stronę Mysłowic, ale po kilkunastu minutach zatrzymał się na chwilę, przeszedł na drugą stronę ulicy i ruszył z powrotem w stronę centrum Sosnowca.
W sobotę rano jego telefon milczał. Ojciec zgłosił zaginięcie Armina na policji i sam się zaangażował w poszukiwania - w mediach społecznościowych, rozwieszając plakaty na mieście.
Armin wracał w strugach deszczu - najlepiej widać to na nagraniu z ulicy Naftowej. Idzie sam, jest jedynym pieszym. Policja opublikowała ten film, apelując do kierowców mijających chłopaka samochodów. - Może ktoś zauważył młodego mężczyznę, szczupłego, 165 cm wzrostu, w kurtce z kapturem, kompletnie przemoczonego - prosiła o kontakt Kepper.
Znicze i pytania, dlaczego
Z kolei znajomi Armina na jego profilu facebookowym apelowali do niego, by wrócił albo chociaż dał znać, że żyje. Dzisiaj palą tam symboliczne znicze i składają kondolencje rodzinie. - Super wartościowy chłopiec był z Armina. Żal - pisze Sylwia z Tychów. Także obcy ludzie, którzy śledzili poszukiwania. - Nie znaliśmy chłopaka, a taki ból - pisze Beata z Sosnowca.
- Kurcze, dlaczego - pyta Angelika z Siemianowic Śląskich. Wielu nie rozumie, co się mogło stać. Armin był jednym z najlepszych uczniów w klasie. Elektronika to była jego pasja. W środę, dwa dni przed zaginięciem odbierał nagrodę w konkursie Elektryzująca Pasja we Wrocławiu. Jak mówił nam jego ojciec, nie bał się matury. Nie miał powodu do ucieczki.
Policja bierze pod uwagę różne wersje wypadków. Było ślisko od deszczu, Armin mógł wpaść do rzeki. W miejscu, gdzie go znaleziono, Przemsza jest głęboka i rwąca. Ale mógł wpaść w innym miejscu i ciało poniósł nurt rzek.
Sprawę może rozjaśnić zarządzona sekcja zwłok.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja