Co robią Amerykanie kilkadziesiąt godzin przed wyborami prezydenckimi? Michał Sznajder z TVN24 BiS relacjonował, że niektórzy zabezpieczają mieszkania i sklepy z obawy przed powtórką sprzed czterech lat, kiedy doszło do powyborczych zamieszek, z atakiem na Kapitol na czele. Nie wszyscy pójdą też jutro głosować. Jak mówił Piotr Kraśko z "Faktów" TVN "połowa Amerykanów oddała już swój głos, siedzi przed telewizorami i po prostu czeka na wieczór wyborczy".
Korespondent TVN24 BiS w Stanach Zjednoczonych Michał Sznajder relacjonował, że około 300 metrów od Białego Domu można zauważyć, jak właściciele montują korkowe płyty. Mają ważne przeznaczenie - ochronić dobytek przed ewentualnymi zamieszkami po wyborach prezydenckich, które odbędą się 5 listopada.
- W ścisłym centrum Waszyngtonu natknęliśmy się wspólnie z operatorem na być może jeden z najbardziej dosadnych symboli podziałów amerykańskiej polityki. A tym symbolem są montowane płyty, mające zabezpieczyć dobytek przed ewentualnymi rozruchami po wyborach prezydenckich - relacjonował Sznajder.
Mężczyzna związany z firmą budowlaną, która stawia zabezpieczania, mówił w rozmowie z Michałem Sznajderem, że ludzie "przygotowują tymczasowe zabezpieczenia na czas wyborów, aby uniknąć wybitych okien". - Nie ma żadnych informacji, że coś może się stać. To tylko środek ostrożności - mówił Amerykanin.
"Obawy o przemoc są cały czas aktywne"
Michał Sznajder, który relacjonował także wybory z 2020 roku, mówił, że cztery lata temu "takich obrazków było w stolicy Stanów Zjednoczonych o wiele więcej". - To był inny czas, wkrótce po eksplozji ruchu Black Lives Matter. To był ruch, którego aktywiści - jak mówili - nagłaśniali przypadki mordowania Afroamerykanów przez policjantów. Przed Białym Domem dochodziło do zamieszek - przypomniał dziennikarz. To wtedy mieszkańcy zaczęli zabezpieczać swoje domy i biznesy.
Dziennikarz przypomniał też o zamieszkach po wyborach, w których wygrał Joe Biden. - 6 stycznia 2021 roku fanatyczni zwolennicy Donalda Trumpa zaatakowali parlament własnego państwa. Niemalże jak terroryści, którzy próbowali dokonać zamachu stanu, bo chcieli zapobiec zatwierdzeniu wyników wyborów prezydenckich, które ich idol przegrał. Donald Trump przegrał wybory cztery lata temu, ale mówił, że mu je ukradziono. Jego wyborcy mu uwierzyli i się wściekli. Zginęli ludzie - przypomniał Sznajder.
Zobacz też: Trump w śmieciarce mówi o Portoryko. Media przypominają, jak rzucał papierowymi ręcznikami
- To były obrazki, które świat oglądał i nie mógł w nie uwierzyć. Tak naprawdę od tamtej pory te obawy o przemoc podczas wyborów są cały czas aktywne u Amerykanek i u Amerykanów - mówił.
Dziennikarz dodał, że według sondaży nawet 40 procent zarejestrowanych wyborców "w stopniu ekstremalnym lub wysokim obawia się, że może dojść do próby siłowego odwrócenia wyniku wyborów prezydenckich". - Te obawy, jak widać, są nie tylko w sondażu. Są w takim miejscu jak to, gdzie ekipa kilkadziesiąt godzin przed wielkim dniem montuje płyty, mające zabezpieczyć nieruchomość przed ewentualnymi skutkami furii, gniewu i rozruchów, które mogą być skutkiem wyniku wyborów prezydenckich. (...) Tak ogromna jest ta polaryzacja, że na tym etapie nikt nie wyklucza, że może dojść do takich koszmarnych scen - powiedział Michał Sznajder.
"Połowa Amerykanów już dawno oddała głos"
Z kolei Piotr Kraśko z "Faktów" TVN zwrócił uwagę na dwie "bardzo wyjątkowe prośby". - Po pierwsze - proszę podchodzić z ogromnym dystansem do sondaży. (...) Jeszcze nie było w Ameryce tak wyrównanych sondaży, to pokazuje, że wybory są naprawdę wyrównane - mówił Kraśko.
Zwrócił jednak uwagę na niespodziankę w stanie Iowa. - Nagle się okazuje, że w Iowa, gdzie wszyscy byli przekonani, że wygra Donald Trump, ma szansę trzema punkami procentowymi wygrać Kamala Harris - powiedział korespondent "Faktów" TVN.
- Druga sprawa dotyczy dystansu, kiedy będą państwo słuchali naszych odpowiedzi na pytanie, czy jakieś ostatnie wypowiedzi Trumpa albo Harris mogą wpłynąć na decyzję wyborców. Dla połowy Amerykanów żadne te wypowiedzi nie mają kompletnego znaczenia, bo ponad połowa Amerykanów już dawno oddała głos, więc teraz ta połowa Amerykanów siedzi przed telewizorami i po prostu czeka na wieczór wyborczy. Żadne gafy czy błyskotliwe wypowiedzi Trumpa czy Harris nic już nie zmienią. Oczywiście walka toczyć się będzie do samego końca, ale kandydaci walczą o coraz mniejszą liczbę wyborców - powiedział Kraśko.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24