Czy Poczta Polska jest przygotowana do wyborów? To pytanie zadają sobie dzisiaj nie tylko wyborcy, ale i listonosze. Za dwa tygodnie wybory prezydenckie, a ludzie, którzy mają przy nich pracować, nie znają żadnych szczegółów. Co więcej, dostali odgórny zakaz wypowiadania się na ten temat w mediach. Mimo to Rafałowi Stangreciakowi, reporterowi "Czarno na białym", udało się porozmawiać z jednym z nich.
W tym tygodniu mieszkaniec Świnoujścia poinformował policję, że monitoring zarejestrował, jak nieznani sprawcy wykradają lokatorom budynku maseczki ochronne. Cenny towar zniknął w ciągu kilkunastu sekund. Czy to samo czeka karty do głosowania? Czy Poczta Polska to właściwy organizator konstytucyjnych wyborów?
Pytamy o to osobę doświadczoną, listonosza z 25-letnim stażem. Oficjalnie nie może na ten temat rozmawiać, bo dostał od przełożonych konkretne wytyczne. Jakie? - Żeby się nie wypowiadać na temat warunków panujących na Poczcie - wyjaśnia anonimowo.
Takie dyspozycje usłyszeli wszyscy listonosze w całym kraju. - W demokratycznym państwie nagle zwykły pracownik nie może wypowiadać się w takich elementarnych sprawach, dotyczących swojego zdrowia, warunków pracy czy zagrożeń, z jakimi się w tej pracy spotyka - komentuje przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Andrzej Radzikowski.
Przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Piotr Moniuszko uważa, że "rząd wciągnął tych pracowników do bardzo brudnej gry politycznej".
Według związków zawodowych, gra toczy się nie tylko o wyborczy wynik. - To jest obawa o życie i zdrowie samych pracowników poczty. Ale też oni nie chcą być przyczyną zakażenia innych osób - wskazuje Radzikowski.
"Boimy się. Sam nie wiem, czy za dwa tygodnie nie znajdę się na kwarantannie"
Na zachętę pracownicy poczty mają dostać premię. Według nieoficjalnych informacji, może to być nawet 2750 złotych brutto dla jednego listonosza, który dostarczając głosy, pomoże zorganizować wybory prezydenckie.
- Uważam, że to powinno być odłożone w czasie, aczkolwiek i tak między sobą rozmawiamy, co i jak. Jeżeli trzeba będzie, to będziemy nosić - przyznaje anonimowo listonosz z 25-letnim stażem.
- Boimy się. Sam nie wiem, czy za dwa tygodnie nie znajdę się na kwarantannie - mówi. Podkreśla także, że "nawet nikt nie wie, jak te koperty będą wyglądać". Przekonuje, że do tej pory pocztowcy nie dostali żadnych instrukcji i nie wiedzą, jak będzie wyglądał ten proces.
Podobne argumenty podnosi Piotr Moniuszko, przekonując, że nie ma żadnych pewnych informacji na temat roznoszenia pakietów. - Nie ma tej wiedzy, tego tutaj nikt nie wie - mówi.
Nie wiedzą ani związki zawodowe, ani listonosze. Ale minister, który nadzoruje pocztę, już wie, że się uda. - Do tego czasu będziemy gotowi, wszystkie działania zostaną przeprowadzone (...). Poczta sobie poradzi, nie potrzebuje pomocy - przekonywał w niedawnej rozmowie z RMF FM wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
- Jak ktoś zdalnie steruje, to jest bardzo dobrze. Jak nie jest na pierwszej linii frontu - komentuje anonimowo listonosz.
Wskazuje również, że jest problem z dostępnością rękawiczek jednorazowych, a w maseczkach ochronnych "ciężko się oddycha". - Mam kolegę, który ma rejon typowo pieszy. Jak wraca po siedmiu godzinach, to współczucia - dodaje.
"Te pakiety mają być traktowane jako przesyłki listowe nierejestrowane"
Komfort pracy w przypadku wyborów to chyba jednak najmniejszy problem. - Jedno, co wiadomo, co wynika z ustawy to to, że te pakiety mają być traktowane jako przesyłki listowe nierejestrowane - wskazuje przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty.
Karty do głosowania, które mają decydować o wyborze prezydenta, to zatem zwykłe listy. Listonosz ma je tylko wrzucić do skrzynki pocztowej. O ile skrzynka jest. Często kontakt z odbiorcą wygląda tak: listonosz trąbi, ewentualnie dzwoni, a potem zostawia korespondencję wetkniętą w płot, licząc na to, że odbierze ją któryś z wielu domowników.
- Jedna z tych osób wyjmie pakiety wyborcze i w zasadzie znając pana PESEL, dane, jest w stanie za pana zagłosować. Pan nawet nie będzie wiedział - zauważa Piotr Moniuszko.
Wicepremier Sasin apeluje w RMF FM o "więcej zaufania do wyborców". Poczta tego zaufania nie ma, bo obywatelom do skrzynek dostarcza pisma informujące o obowiązku posiadania skrzynek i przypomina o obowiązującym Prawie pocztowym, jak w przypadku pana Andrzeja.
- Mieszkam tu od 58 lat. Nigdy skrzynki pocztowej w tym miejscu nie było i nigdy listonosz mi nie zwrócił uwagi, że powinienem mieć taką skrzynkę - przekonuje.
Dotyczy to prywatnych posesji. W blokach problem jest jeszcze poważniejszy. Choć skrzynki są, to nie ma żadnej pewności, że karta trafi do właściwej osoby, a to może oznaczać złamanie konstytucyjnego prawa do głosowania. Zdjęcia uszkodzonych skrzynek nagraliśmy w kilku polskich miastach. Listonosze nie wiedzą, co mają robić w takich przypadkach. Zostaje właściwie tylko jedno rozwiązanie.
- Bezpośredni kontakt z klientem. Trąbienie, dzwonienie dzwonkiem, to jest bezpośredni kontakt - wskazuje listonosz.
"Nie ma technicznych możliwości dotarcia do wszystkich wyborców"
To z kolei stwarza zagrożenie dla wszystkich. Ludzie już zaczynają obawiać się listonoszy, którzy wciąż roznoszą renty lub emerytury w gotówce i mają bliski kontakt z innymi. - Były momenty, że czułem się jak trędowaty, bo traktują mnie jak potencjalnego roznosiciela - przyznaje listonosz.
Dodaje także, że nie ma "wytycznych" dotyczących tego, jak będzie wyglądało roznoszenie pakietów do miejsc kwarantanny lub tam, gdzie ktoś choruje. - Na teraźniejszą chwilę, jak ktoś jest w kwarantannie, a my o tym wiemy - czasami to jest spóźniony temat - (...) to tych listów nie doręczamy. Nie wchodzimy na teren objęty kwarantanną - wyjaśnia.
Jeśli listonosz będzie musiał dostarczyć karty do głosowania w takie miejsca, to później jeszcze będzie musiał je odebrać.
Zdaniem Radzikowskiego "to się nie ma prawa udać". - Mnóstwo ludzi jest w kwarantannie. Mnóstwo ludzi jest na przykład zamkniętych dzisiaj w zakładach pracy. Dużo ludzi jest w szpitalach. W mojej ocenie nie ma technicznych możliwości dotarcia do wszystkich wyborców, bo pozostawienie tych pakietów wyborczych w jakimś ostatnim miejscu ich zameldowania absolutnie nie gwarantuje, że te pakiety na czas do tych osób dotrą - ocenia przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Rzeczniczka prasowa Poczty Polskiej Justyna Siwek przekonuje, że "na roboczo wypracowywane są rozwiązania". - Jesteśmy w stałej współpracy z Ministerstwem Aktywów Państwowych i staramy się jak najlepiej z tego obowiązku, który został na nas nałożony, wywiązać - dodaje.
Odpowiedzialność karna
Za kradzież lub zniszczenie pakietów wyborczych grozi odpowiedzialność karna. Listonosz lub pracownik sortowni też mogą dostać grzywnę.
Przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników przyznaje, że obawia się o to, "żeby pracownicy nie ponosili odpowiedzialności za błędy tych, którzy piszą ustawę na kolanie".
Czy wybory w takiej formie są w stanie odbyć się w sposób, jaki gwarantuje nam konstytucja? - Nie, bezapelacyjnie nie - mówi anonimowo listonosz. - Jak pan ocenia to wszystko? - Jako chore - odpowiada.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24