To może być kropla przelewająca czarę goryczy. Duża część ludzi, zwłaszcza tych, którzy normalnie nie interesuje się polityką, nagle pomyślała, że zostały naruszone ich prawa - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 doktor habilitowany Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Politolog z Uniwersytetu Śląskiego, doktor habilitowany Marek Migalski mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 o tym, jak na wynik wyborów prezydenckich mogą wpłynąć dwa wydarzenia - zmiana kandydata Koalicji Obywatelskiej na Rafała Trzaskowskiego oraz sytuacja w radiowej Trójce, gdzie unieważniono głosowanie w ramach Listy Przebojów.
"Niezauważalne przejście społeczne na drugą stronę"
- To wydarzenie trójkowe ma znaczenie społeczne, ale - jakkolwiek dziwnie to teraz zabrzmi - za miesiąc nie będziemy pamiętać. Chociaż ono może uruchomić pewne społeczne procesy niechęci do władzy - wskazywał.
Jego zdaniem to, co wydarzyło się w rozgłośni to może być "kropla przelewająca czarę goryczy". - Duża część ludzi, zwłaszcza tych, którzy normalnie nie interesuje się polityką, nagle pomyślała, że zostały naruszone ich prawa. Być może to jest śmieszne, że oni mogli przez pięć lat nie reagować na łamanie konstytucji, a zareagowali na to, że została zmieniona kolejność piosenek - kontynuował.
- Ale tak czasami się dzieje. To jest takie niezauważalne przejście społeczne na drugą stronę. Myślę, że coś takiego się stało. Chociaż konsekwencje tego są raczej miękkie niż twarde. Twarda jest zmiana kandydata Platformy Obywatelskiej - zwracał uwagę politolog, przechodząc do oceny kandydowania Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich.
Migalski: start Trzaskowskiego przywraca status quo ante
Migalski mówił, że "Rafał Trzaskowski przyszedł po swoje". - Przyszedł odebrać wyborców Platformy, którzy w ciągu ostatnich tygodni pouciekali albo w decyzję o braku udziału w wyborach, czyli bojkotu wyborów (...) albo przeszli do Szymona Hołowni, (Władysława - red.) Kosiniaka-Kamysza. Może nie do (Roberta - red.) Biedronia, bo on ma swoje poważne problemy sondażowe. Wygląda więc na to, że wszyscy idą po swoje partyjne elektoraty - wskazywał.
- Jeżeli dziś można przewidywać, to się raczej zakończy drugą turą, do której wejdą po prostu kandydaci dwóch największych formacji politycznych, co oczywiście jest najgorszym problemem dla Szymona Hołowni, który budował się w ostatnich tygodniach, i Władysława Kosiniaka-Kamysza, który też korzystał z tej dezintegracji elektoratu Platformy (Obywatelskiej - red.) i też często wychodził na drugie, a prawie zawsze - na trzecie miejsce - ocenił politolog.
Jak dodał Migalski, "wszystko wskazuje na to, że największym przegranym nieodbycia się wyborów 10 maja jest Szymon Hołownia". Jego zdaniem, miał on "realne szanse na wejście do drugiej tury i bardzo duże szanse na pokonanie Andrzeja Dudy w drugiej turze". - Wymiana kandydata Koalicji Obywatelskiej przywraca status quo ante - to, co było wcześniej, czyli deklaracje lojalności partyjnej. A w tych w naturalny sposób największe szanse mają kandydaci dwóch największych partii - stwierdził Migalski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24