- Nie wygrywa się samym internetem, ale bez internetu też się nie wygrywa - mówi Anna Mierzyńska, analityk danych, dziennikarka Oko.press. Roli mediów społecznościowych w kampanii wyborczej nie da się przecenić. - Staje się takim jednym z głównych sposobów na dotarcie do wyborców, co więcej w internecie można robić to sprawnie, skutecznie, dzięki wykorzystaniu danych - podkreśla dr Dominik Batorski, członek zarządu Sotrender. Materiał magazynu "Czas decyzji".
- Każdy z kandydatów dziennie generuje ogromną ilość reakcji - mówi Anna Mierzyńska, analityk danych, dziennikarka Oko.press, była dyrektor biura posła PO Roberta Tyszkiewicza.
Kampania wyborcza w internecie
Choć w ścisłej czołówce najpopularniejszych kont na polskim Facebooku nie ma polityków, to największe konto Andrzeja Dudy wchodziło w kampanię z liczbą 700 tysięcy obserwujących. W ostatnich tygodniach przybyło ich kilka procent. Z kolei Rafał Trzaskowski startował z ponad dwukrotnie mniejszą liczbą, ale w ciągu miesiąca wzrosła ona niemal o połowę – o 45 procent, czyli 132 tysiące.
- Tak zwane dzienne wskaźniki aktywności na Facebooku u jednego kandydata potrafią przekraczać pół miliona - wskazuje Mierzyńska. Choć konto Rafała Trzaskowskiego wciąż obserwuje mniej użytkowników niż Andrzeja Dudy, to są oni znacznie bardziej aktywni. Liczba codziennych aktywności i wzmianek z profilem kandydata sięga 496 tysięcy. To drugi wynik na polskim Facebooku. Z kolei najwyższa dzienna aktywność na koncie Andrzeja Dudy osiągnęła poziom o 100 tysięcy niższy niż Trzaskowskiego.
Profil Dudy w ciągu miesiąca miał też o niemal 2 miliony mniej interakcji i wzmianek na tej platformie niż konto Trzaskowskiego - 5,2 miliona do 3,4 miliona interakcji. - Sympatycy Dudy w sieci wyglądają trochę tak jakby zasnęli, jakby byli w takim letargu. To tak jak Komorowski 5 lat temu - mówi Mierzyńska. - Oni "lajki" chętnie mu dadzą, ale już na przykład, żeby udostępnić post u siebie, to już za dużo wymaga zachodu - tłumaczy dziennikarka Oko.press.
Profil Andrzeja Dudy na Facebooku odnotowuje zdecydowanie mniej reakcji niż w trakcie kampanii prezydenckiej w 2015 roku. - Niewątpliwie w 2015 roku, w poprzedniej kampanii prezydenckiej widzieliśmy gigantyczną aktywność po stronie prawicowej, po stronie Prawa i Sprawiedliwości i Andrzeja Dudy. Wtedy szacowaliśmy, że około miliona osób się w to angażowało, w ten czy inny sposób - mówi dr Dominik Batorski, członek zarządu Sotrender.
Roli internetu w kampanii nie da się przecenić. - Staje się to jednym z głównych sposobów na dotarcie do wyborców, co więcej w internecie można robić to sprawnie, skutecznie, dzięki wykorzystaniu danych - dodaje Batorski. - Dane mogą pomóc w dopasowaniu konkretnego przekazu do konkretnych grup docelowych, natomiast rzeczywiście takich brudnych zagrań w polityce w internecie jest sporo - wyjaśnia.
Zdaniem Anny Mierzyńskiej "coraz częstszym standardem w kampanii" są zautomatyzowane konta w mediach społecznościowych. - Właśnie niedawno obserwowałam akcję weekendową PiS-u pod hasłem "Rafał nie kłam". To było związane ze spotem, który puścił Andrzej Duda, ale nie tylko. Okazało się, że w tej akcji, zwłaszcza na Twitterze, ale także na Facebooku, były wykorzystywane konta, które pracowały tak jak boty, to znaczy były w stanie wygenerować dziennie ogromną liczbę wzmianek z tym hashtagiem "Rafał nie kłam" - mówi.
- Rekordzista miał ponad 200 wzmianek w ciągu weekendu, ale ileś kont miało ponad 100. Jednocześnie te same konta bardzo aktywnie wspierały prezydenta Dudę, jedno z nich miało na przykład 1200 wzmianek w ciągu doby, kiedy normalnie człowiek, jak wytwarza 50, to już jest bardzo dużo - dodaje dziennikarka Oko.press.
"Wykupione opinie"
Zdaniem Katarzyny Pruszkiewicz z Fundacji Reporterów "Polacy są takim narodem, który bardzo chętnie czyta opinie w internecie i wierzy w te opinie, a te opinie najczęściej są wykupione". Pruszkiewicz na pół roku zatrudniła się w jednej z tak zwanych farm trolli. - Założyłam konto, miałam zdobyć 500 obserwujących i pisać kontrowersyjnie. Im bardziej kontrowersyjnie, tym lepiej, bo jest bardziej zaczepnie, łatwiej jest wywołać kłótnie w internecie - opowiada. Pruszkiewicz poruszała tematy związane między innymi z LGBT oraz feministkami.
- Te konta były prawicowe i lewicowe. Jeżeli konto było prawicowe, to oczywiście najeżdża na to, co jest lewicowe i odwotnie - wyjaśnia. Katarzyna Pruszkiewicz przez kilka miesięcy za pieniądze pisała rzekomo prywatne opinie między innymi na temat państwowych spółek.
Zdaniem Dominika Batorskiego, członka zarządu Sotrender, "jest bardzo cienka granica pomiędzy tym, jakie tego typu działania są nielegalne, jakie są można powiedzieć animowane w sposób sztuczny".
W ocenie Anny Mierzyńskiej "to są narzędzia, które są na tyle efektywne w krótkim okresie czasu w sieci, że bardzo chętnie politycy z tego korzystają". Zwraca jednak uwagę, że coraz ciężej "rozróżnić boty". - Na tyle zmieniają sposób działalności, żeby było trudno rozróżnić, na przykład boty, czyli konta zautomatyzowane, co jakiś czas przestawiają się na normalną działalność ludzką, czyli wtedy za tym kontem jest normalny człowiek, (…) po czym znowu włącza się automat - wskazuje.
- To nie jest w Polsce zakazane, ani trollowanie, ani używanie botów, ani innych narzędzi do manipulacji w sieci. Nie ma prawnego zakazu, pozostają tylko pytania etyczne, czy można to robić, czy nie - podkreśla analityk danych.
Źródło: TVN24