We wtorek Senat odrzucił ustawę o głosowaniu korespondencyjnym w wyborach prezydenckich. Teraz zajmie się nią Sejm. - Jeśli PiS nie będzie miał wątpliwości, że to głosowanie wygra, to ono w ogóle nie zostanie zarządzone - ocenił w TVN24 Łukasz Lipiński z tygodnika "Polityka". - Losy ustawy w Sejmie będą się ważyć do ostatniej chwili - dodał Marcin Makowski, publicysta "Do Rzeczy" i Wirtualnej Polski. Co może wydarzyć się po decyzji Senatu?
Na 10 maja zaplanowane są wybory prezydenckie. Senat we wtorek wieczorem odrzucił przyjętą przez Sejm na początku kwietnia ustawę przewidującą głosowanie w pełni korespondencyjne. Ustawa wraca do Sejmu. Jednak nie od razu. Wydarzy się to dziś po południu lub wieczorem, bo Senat nie wysyła do Sejmu po jednej ustawie opracowanej na posiedzeniu, tylko cały pakiet, który powstaje podczas posiedzenia izby. A to zakończy się w środę późnym popołudniem lub wieczorem.
Wniosek o odrzucenie ustawy dotyczącej wyborów korespondencyjnych w tym właśnie pakiecie trafi do Sejmu. Nie wiadomo też, czy Sejm od razu podda go pod głosowanie.
"Próba umocowania tych wyborów na wątpliwej odpowiedzi Trybunału Konstytucyjnego"
Łukasz Lipiński z tygodnika "Polityka" powiedział w rozmowie z TVN24, że jego zdaniem "jeśli PiS nie będzie miał wątpliwości, że to głosowanie wygra, to ono w ogóle nie zostanie zarządzone".
- Prawdopodobieństwo, że dojdzie do tego głosowania i PiS je przegra, jest dla mnie relatywnie niskie - ocenił. - Na ten moment wygląda na to, że PiS nie ma pewności wygrania w tym głosowaniu, stąd ta dosyć rozpaczliwa furtka i próba umocowania tych wyborów na wątpliwej odpowiedzi Trybunału Konstytucyjnego - powiedział publicysta, odnosząc się do wysłania przez marszałek Sejmu do TK wniosku z pytaniem dotyczącym zgodności z konstytucją rozwiązania polegającego na przesunięciu terminu wyborów prezydenckich.
- Myślę, że gdyby PiS miał przekonanie, że może wygrać te wybory w parlamencie, toby się nie uciekał do takich rozpaczliwych i dosyć, trzeba przyznać, kompromitujących prób umocowania tego głosowania - ocenił Lipiński. Dodał jednak, że ponieważ we wtorek Jarosław Gowin, prezes Porozumienia pozostającego w obozie Zjednoczonej Prawicy "spędził trochę czasu na Nowogrodzkiej", więc "negocjacje toczą się dalej".
Publicyści zwracali uwagę, że odrzucenie w Sejmie decyzji senatorów o odrzuceniu ustawy o wyborach korespondencyjnych nie jest przesądzone wobec zdecydowanego sprzeciwu opozycji i możliwego dołączenia do niej przynajmniej części posłów Porozumienia.
Zdaniem Marcina Makowskiego, dziennikarza "Do Rzeczy" i Wirtualnej Polski, "do samego końca ważą się te losy decyzji w Sejmie". - Na tyle, na ile dyskutuję z politykami Porozumienia i staram się odtworzyć strukturę poparcia dla Jarosława Gowina i protestu przeciwko głosowaniu korespondencyjnemu 10 maja, wydaje się, że nie ma pewności - powiedział, pytany o szansę na wynik głosowania w Sejmie nad decyzją Senatu. - Politycy lojalni wobec Jarosława Gowina twierdzą, że mają pięć szabel ponad tych posłów, których przy mobilizacji opozycji miałoby być wystarczająco, żeby ten projekt w Sejmie odrzucić - relacjonował w rozmowie z TVN24.
"To przeciąganie liny jest szalenie interesujące"
Zwrócił jednocześnie uwagę, że "Kamil Bortniczuk, były minister, który podał się do dymisji na znak solidarności z Jarosławem Gowinem, przeszedł do tego obozu, który twierdzi, że trzeba mimo wszystko za wyborami korespondencyjnymi 10 maja głosować". Również we wtorek poseł Włodzimierz Tomaszewski zapewniał, że "nie ma podstawy, by Porozumienie wyszło ze Zjednoczonej Prawicy".
- To przeciąganie liny jest szalenie interesujące i dzisiaj tak naprawdę od niego zależy waga tej decyzji i tego, czy marszałek Witek nie będzie się musiała uciekać do decyzji Trybunału Konstytucyjnego, bardzo wątpliwej prawnie, czy wybory będzie można przełożyć - mówił Makowski.
Dodał, że pisał już wcześniej o "scenariuszu, w którym Trybunał Konstytucyjny będzie musiał wziąć na siebie ciężar wyznaczenia tej daty z jakąś opcją przywrócenia Państwowej Komisji Wyborczej do procesu wyborczego".
- Tylko to by wymagało zmiany ustawy i kompetencji, które sam rząd odebrał Państwowej Komisji Wyborczej - dodał. Mówiąc o pytaniach marszałek Elżbiety Witek w sprawie wyborów, skierowanych do PKW i Trybunału Konstytucyjnego, Makowski powiedział, że "trudno czytać ten akt inaczej niż jakąś próbę odwrócenia galimatiasu, w który się samemu wpędziło i akt desperacji". - O sile państwa to na pewno nie świadczy - dodał.
"Marszałek Sejmu po prostu nie może w ostatniej chwili przesuwać terminu wyborów"
Publicyści rozmawiali też w TVN24 o tym, czy wybory, które zostałyby ewentualnie przesunięte na 23 maja, mogłyby odbyć się w trybie korespondencyjnym czy tradycyjnym, jak dotąd. - Jakiekolwiek wybory w terminie majowym nie będą wyborami w pełni demokratycznymi - ocenił Lipiński. Dodał, że takie wybory nie byłyby demokratyczne, bo "marszałek Sejmu po prostu nie może w ostatniej chwili przesuwać terminu wyborów".
- To jasno wynika z konstytucji, z podstawowych zasad demokracji - dodał.
Publicysta "Polityki" zauważył też, że nawet jeśli zapadłaby decyzja o przesunięciu wyborów, wciąż pozostaje pytanie, czy udałoby się w tak szybkim terminie przygotować te wybory technicznie.
"Jarosław Kaczyński nie znosi sytuacji, w której nie ma stuprocentowej kontroli"
W rozmowie w TVN24 pojawiła się również kwestia, czy PiS w obecnej sytuacji politycznej mógłby brać pod uwagę możliwość przeprowadzenia wcześniejszych wyborów parlamentarnych.
- Na pewno jest to jedna z opcji B, być może opcji awaryjnych - mówiąc jeszcze bardziej radykalnie - którą Prawo i Sprawiedliwość bierze pod uwagę, bo o niej się dyskutuje już od dawna i nie jest to opcja wyciągnięta nagle, na szybko, żeby tylko i wyłącznie postraszyć Porozumienie - powiedział Makowski. - Jeżeli rząd się rozpadnie, jeżeli większość posłów Porozumienia zagłosuje przeciwko tej ustawie w Sejmie i zgodnie z tym ultimatum, które zostało przez rząd wprost wypowiedziane, będzie musiała opuścić klub Zjednoczonej Prawicy, to wtedy być może w sierpniu, przy krótkotrwałym stanie klęski żywiołowej - na przykład w sobotę - odbędą się wybory parlamentarne, a w niedzielę prezydenckie - przewidywał Makowski.
- Nadal jest to scenariusz zostawiony na boku, jako mało prawdopodobny, ale na pewno można o nim powiedzieć na głos, że jest brany pod uwagę - dodał.
Zdaniem Lipińskiego "Jarosław Kaczyński nie znosi sytuacji, w której nie ma stuprocentowej kontroli nad sytuacją". - Jeśli się okaże, że Jarosław Gowin zmusił go de facto do przesunięcia wyborów, czyli do tak ważnej decyzji, to jest sytuacja, w której on nie będzie się czuł komfortowo, więc będzie próbował drogi ucieczki z tej sytuacji - ocenił.
- Moim zdaniem przyspieszone wybory są jedną z bardzo prawdopodobnych opcji. Zwłaszcza że PiS bez Porozumienia ma mniej więcej takie samo poparcie jak z Porozumieniem. Porozumienie mu w wyborach nie jest do niczego potrzebne - dodał publicysta "Polityki".
"Racjonalnym wyjściem jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej"
Możliwe jest również, że w Polsce zostanie wprowadzony stan klęski żywiołowej, co automatycznie odsuwałoby wybory prezydenckie i przedłużałoby kadencję Andrzeja Dudy. O tym między innymi mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 senator PiS Jan Maria Jackowski.
- Im dalej idziemy w las, tym więcej problemów zaczyna się pojawiać. To jest pochodna tego wszystkiego, że w tej chwili wzajemnie blokują się różne rozwiązania prawne i w tej całej sytuacji może się okazać, że jedynym takim racjonalnym wyjściem, co nie znaczy, że najlepszym, ale racjonalnym wyjściem, jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i wtedy zgodnie z wszelkimi regułami gry przesunięcie tych wyborów na sierpień bądź na późniejszy termin - mówił polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Źródło: TVN24