Do wiosny tego roku wybory były wygrane w cuglach przez prezydenta Donalda Trumpa. Potem pandemia COVID-19 skomplikowała tę sytuację - powiedział w "Jeden na jeden" były minister spraw zagranicznych, a obecnie europoseł PiS Witold Waszczykowski, komentując wstępne wyniki amerykańskich wyborów. Jego zdaniem kontynuacja prezydentury Trumpa "byłaby korzystna" dla Polski. Dodał przy tym, że w przypadku wygranej Joe Bidena "pewne znaki zapytania pozostają".
Amerykanie 3 listopada wybierali swojego prezydenta. Rywalizacja toczy się pomiędzy kandydatem demokratów Joe Bidenem i urzędującym republikańskim prezydentem Donaldem Trumpem. Po wielu godzinach liczenia głosów wciąż wielką niewiadomą jest to, kto będzie kolejnym prezydentem USA. Do zwycięstwa w wyborach potrzebne jest zebranie 270 głosów elektorów.
"Do wiosny tego roku wybory były wygrane w cuglach przez prezydenta Donalda Trumpa"
Wstępne wyniki wyborów prezydenckich w USA komentował w "Jeden na jeden" w TVN24 Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, a obecnie europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
Jak ocenił, "Donald Trump ma olbrzymie wewnętrzne sukcesy gospodarcze, jak też olbrzymie sukcesy międzynarodowe – w Azji, na Bliskim Wschodzie i tak dalej". Dodał przy tym, że "wybory amerykańskie wygrywa się sytuacją gospodarczą, wzrostem gospodarczym, rynkiem pracy".
- Do wiosny tego roku wybory były wygrane w cuglach przez prezydenta Donalda Trumpa. Potem pandemia (COVID-19) skomplikowała tę sytuację - mówił Waszczykowski.
Waszczykowski: W przypadku Bidena pewne znaki zapytania pozostają. Może być powrót do fochów
Waszczykowski przyznał, że "trzyma kciuki za zwycięstwo Donalda Trumpa". - Dlatego, że za jego kadencji relacje polsko-amerykańskie naprawdę rozwinęły się do bardzo korzystnych relacji, bardzo korzystnych dla naszego interesu polskiego. W związku z tym kontynuacja tej prezydentury, tej administracji republikańskiej pod rządami Donalda Trumpa, byłaby korzystna - ocenił.
- W przypadku (wygranej - red.) Bidena interesy pozostaną i one będą też realizowane, ale pewne znaki zapytania pozostają. Może być powrót do fochów - jak było za czasów (Baracka – red.) Obamy – na temat polityki wewnętrznej w Polsce. Nie jest to nam potrzebne - dodał były szef polskiej dyplomacji.
"Będą w dalszym ciągu decydowały interesy, a te interesy są zbieżne"
Jeszcze przed głosowaniem ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher stwierdziła, że "niezależnie od wyniku wyborów, relacje między Polską i Stanami Zjednoczonymi, jako sojusznikami i przyjaciółmi, będą silniejsze niż kiedykolwiek".
Były minister zaznaczył w TVN24, że "podziela te opinię". - Od 30 lat pracujemy z różnymi administracjami amerykańskimi. Przypomnę, że Bush senior wyciągał nas z komunizmu, restrukturyzował nasze długi, to był republikański prezydent. Demokratyczny prezydent Clinton przyłączał nas do NATO. Następnie Bush junior, znowu republikański prezydent, budował u nas tarczę antyrakietową. Demokratyczny prezydent Obama (...) decydował wraz z NATO o rozmieszczeniu wojsk. Obecny prezydent republikański rozszerzał tę współpracę - wyliczał Waszczykowski.
Jego zdaniem w polskich relacjach ze Stanami Zjednoczonymi "będą w dalszym ciągu decydowały interesy, a te interesy są zbieżne". - Mamy wspólne, podobne spojrzenie na geopolitykę światową, zagrożenie rosyjskie, zagrożenie chińskie. Mamy wspólne interesy w naszym regionie, w naszej części Europy - przekonywał.
Jak mówił, "będziemy kupować gaz (...) od korporacji amerykańskich". - Będziemy kupować nowoczesne uzbrojenie amerykańskie, również od korporacji amerykańskich - dodał. - I każdemu prezydentowi amerykańskiemu będzie zależało na tym, żeby te korporacje zyskiwały na tej współpracy polsko-amerykańskiej - ocenił europoseł PiS.
"Kwestia poprawności politycznej tutaj zadecydowała"
Waszczykowski komentował także przedwyborcze sondaże, które mówiły o przewadze demokraty, odnosząc to do niewielkiej różnicy poparcia dla kandydatów, którą pokazują spływające ciągle dane.
Jak zauważył, "badania opinii pokazywały rzekomo miażdżące zwycięstwo Bidena". - Myślę, że kwestia poprawności politycznej tutaj zadecydowała - uznał.
Według niego, od kilkudziesięciu lat "społeczeństwo amerykańskie jest poddane pewnej socjotechnice, presji, aby zachowywać się poprawnie politycznie". - Pewne kwestie są zamiatane pod dywan. One wybuchają od czasu do czasu, jak ostatnie zamieszki rasowe w wyniku tego incydentu z (George'm - red.) Floyd’em - mówił.
Nawiązał w ten sposób do sprawy 46-letniego Afroamerykanina zmarłego w wyniku brutalnej interwencji policji pod koniec maja w Minneapolis. Jego śmierć stała się zarzewiem protestów, które rozgorzały w kilkudziesięciu amerykańskich miastach, w tym w Waszyngtonie.
- Jeśli amerykanie nie mogą wypowiedzieć się publicznie w sposób rzetelny, wiarygodny, to potem wypowiadają się poprzez kartkę do głosowania i tak zrobili w 2016 roku opowiadając się za Donaldem Trumpem. I widać, że w tej chwili również pokazują tym koteriom waszyngtońskim, które naciskają na poprawność polityczną – która oznacza fałszowanie rzeczywistości – że się nie zgadzają na fałszowanie rzeczywistości i stąd ta zmiana przy urnie wyborczej - dodał Waszczykowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24