Nakazem sądu Śląsk Wrocław ma zwrócić miastu 12 mln zł, które otrzymał w ramach pożyczki w 2012 roku.
Na początku kwietnia przedstawiciele urzędu miasta Wrocławia skierowali do klubu wniosek o zwrot 12 mln zł, które Śląsk dostał w formie pożyczki. Urzędnicy tłumaczyli, że termin zwrotu pieniędzy minął wraz z końcem roku i zgodnie z prawem, miasto musiało wysłać do Śląska pismo z żądaniem spłaty. Teraz zapadła decyzja sądu, który nakazał klubowi zwrot pożyczonych 12 mln zł.
Śląsk nie ma z czego oddać
- Nie potrafię odnieść się do informacji o nakazie, bo nie wiem, czy taki już do nas wpłynął. Nie dziwi mnie jednak, że gmina Wrocław zabezpiecza swoje interesy. Władze miasta, które są współudziałowcem w klubie, zdają sobie sprawę z sytuacji, w jakiej jest klubowa kasa - mówi Piotr Waśniewski, prezes Śląska Wrocław.
W rozmowie z tvn24.pl przyznał jednocześnie, że klub nie ma pieniędzy na zwrot pożyczki.
- Dla mnie to, co się w tej sytuacji dzieje, nie jest komfortowe. Jednak żadna ze stron nie zyska na upadłości klubu. Może jedynie stracić - stwierdził prezes Śląska. Według niego, finansowanie wrocławskiego klubu jest dla miasta równie ważne co działalność filharmonii czy teatrów.
Komornik nie zajmie konta
Klub od ponad roku jest w finansowych tarapatach. Pieniądze, które w kwietniu 2012 roku miasto przekazało na Śląsk, chwilowo pozwoliły odsunąć od klubu widmo bankructwa. Połowę tej kwoty Wrocław założył za drugiego właściciela, Zygmunta Solorza-Żaka, który wtedy odmówił dokapitalizowania klubu. Piłkarze nie dostawali pensji i premii, a konto WKS-u zajął urząd skarbowy.
Zawodnicy nadal dostają wypłaty z kilkutygodniowym opóźnieniem, a utrzymanie klubu spadło na miasto. Teraz Wrocław chce odzyskać wpłacone wcześniej pieniądze.
- Zgodnie z prawem nie mogliśmy postąpić inaczej. Musieliśmy dochodzić zwrotu tej pożyczki, a ta operacja ma charakter czysto formalny. Nie będziemy robić żadnych ruchów, które mogłyby zaszkodzić klubowi. Nie zamierzamy dochodzić zajęcia konta klubowego przez komornika - deklaruje Paweł Czuma, rzecznik prezydenta Wrocławia.
Czuma przyznaje, że miasto chce wspierać klub również w przyszłym sezonie. Cały czas ma też prowadzić rozmowy z większościowym udziałowcem ws. przejęcia udziałów Śląska.
- Wniosek do sądu i jego decyzja to przelewanie z kieszeni do kieszeni. To sztuczne i niepotrzebne, bo wiadomo, że miasto nie chce doprowadzić do upadku Śląska. Tu chodzi o to, by w razie kontroli, urzędnicy mieli podkładkę - komentuje dr Beniamin Noga, ekonomista.
Wodociągi finansują piłkę nożną
Tymczasem okazało się, że w finansowanie wrocławskiego klubu zaangażowało się też Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Wiosną miejska spółka przelała na konto Śląska 4 mln zł. Prezes klubu przyznaje, że dzięki tym pieniądzom Śląsk mógł w ogóle funkcjonować.
- Pożyczka dla klubu z kasy MPWiK to inżynieria finansowa. To było najszybsze rozwiązanie, które umożliwiało przekazanie pieniędzy klubowi. MPWiK miało po prostu luźną gotówkę -tłumaczy Czuma i dodaje: - Klub w którymś momencie będzie miał pieniądze i wtedy oddaje je do kasy MPWiK.
- Inżynieria finansowa to takie słowo wytrych. Ja tu żadnej inżynierii nie wiedzę, tylko myk finansowy. Nie wiemy jak zostały przeprowadzone te transakcje, bo są zakamuflowane - twierdzi dr Noga. - Wiadomo jednak, że jeżeli jest jeden organizm, nawet podzielony na spółki-córki, właściciel może nakazać wszystko - dodaje.
Autor: dr,ansa/par / Źródło: TVN24 Wrocław