Sytuacja wydarzyła się na Saskiej Kępie, na ulicy Francuskiej. Jak opisywał nasz reporter, przez samochód blokujący przystanek, niektórzy kierowcy autobusów decydowali się na wypuszczanie i wpuszczanie pasażerów na środku ulicy, nie mogąc skorzystać z zatarasowanej zatoki.
- Ci którzy odważyli się na wjechanie do niej, musieli potem mocno skręcić koła, żeby wyjechać na jezdnię i włączyć się do ruchu. Ten manewr powodował, że lewa część autobusu mocno wystawała na przeciwny pas. Przez to kierowcy albo musieli długo czekać, aż nic nie będzie nadjeżdżało z obu stron, albo aż znajdzie się ktoś, kto ich przepuści - relacjonował reporter tvnwarszawa.pl.
Po kilku chwilach na miejscu zjawił się kierowca maserati. Gdy zobaczył dziennikarza, wsiadł do samochodu, odpalił silnik i odjechał... dwa metry do przodu. Auto nadal stało w zatoce autobusowej, tyle że na jej skraju.
Zapytaliśmy straż miejską, czy wpłynęło do niej zgłoszenie związane z nielegalnym parkowaniem na Francuskiej. Jak poinformowała nas rzeczniczka straży Monika Niżniak, w czwartek nikt nie zgłaszał takiego przewinienia w tym rejonie.
kk/b