Rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak poinformował, że policja wylegitymowała w piątek wieczorem blisko 200 osób i skierowała tyle samo notatek do sanepidu. Z tego ponad 70 osób ukarano mandatami, a wobec ponad 120 osób skierowane zostaną wnioski do sądu. Zaznaczył jednak, że dane te mogą się zmienić, ponieważ policja cały czas analizuje materiały.
Ranny policjant
- Jedyna osoba, która odniosła wczoraj obrażenia to policjant. Uszkodzone mienie to nasze wyposażenie - przekazał rzecznik KSP.
Wyjaśnił, że najpoważniejszego incydentu doszło pod koniec protestu. - W kierunku policjantów poleciała petarda, której wybuch ranił jednego z nich w nogę. Policjantowi szybko udzielono pomocy medycznej - dodał.
Zaznaczył, że w związku z ranieniem funkcjonariusza prowadzone są czynności. - Nasza obecność to bezpieczeństwo samych protestujących, jak i osób postronnych. Bezpieczny przemarsz przez miasto, to zasługa policjantów, szczególnie ruchu drogowego. Robimy to, co do nas należy. Chronimy innych, nawet gdy oni sami tego nie rozumieją - podkreślił Marczak
"Duże emocje"
Marczak ocenił, że policja miała do czynienia z dużymi emocjami, szczególnie na początku protestu, gdy poleciały kamienie, petardy i farba. - Należy jednak powiedzieć, że sytuacja szybko się uspokoiła. Nie zabrakło komunikatów i wezwań do zachowania zgodnego z prawem. Ważną rolę odegrał także zespół antykonfliktowy policji, który ma ogromny udział w studzeniu emocji uczestników różnych zgromadzeń - przekazał rzecznik.
- Przemarsz był spokojny, choć nie zabrakło incydentów i nagannego zachowania wobec policjantów - mówię szczególnie o wulgaryzmach - stwierdził.
- Przypominam, że każdy z policjantów ma różne poglądy, ale w służbie jesteśmy profesjonalistami. Nie interesuje nas cel protestów - mamy swój cel główny: jest nim bezpieczeństwo - zapewnił Marczak.
Rzecznik powiedział również, że odnosił wrażenie, że protest jest skierowany przeciw policjantom. - A przecież ci sami policjanci będą chronić i pomagać - choćby dzisiaj, gdy osoby protestujące wczoraj, znajdą się w trudnej sytuacji i poproszą nas o pomoc dzwoniąc na numer alarmowy - tłumaczył. Według niego szokujące jest to, że dużo agresji było wobec policjantów ruchu drogowego, którzy zadbali o to, by tłum mógł bezpiecznie przejść ulicami.
Przypomniał, że zgromadzenie było nielegalne, co wynika z obowiązujących obostrzeń dotyczących epidemii koronawirusa. - Ważne w naszych działaniach jest jednak uwzględnienie emocji towarzyszącym uczestnikom - nie możemy pozwolić, by znalazły one upust np. w zniszczeniach. Dlatego taktyka przyjęta przez nas była jak najbardziej słuszna, o czym świadczą liczby - blisko 200 osób wylegitymowanych i tyle samo notatek do sanepidu - dodał Marczak.
Drugi dzień protestu w stolicy
W piątek wieczorem protestujący wyruszyli z Żoliborza, gdzie przy ul. Mickiewicza znajduje się dom prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, do Śródmieścia - w okolice willi premiera Mateusza Morawieckiego przy ul. Parkowej. Protestujący przeszli dalej na m.in. plac Zbawiciela i pl. Unii Lubelskiej skąd grupkami rozeszli się.
W czwartek TK orzekł, że przepisy dopuszczające aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu są niezgodne z konstytucją. Protest miał miejsce także w czwartek. Wówczas protestujący przeszli sprzed TK przed siedzibę Prawa i Sprawiedliwości na Nowogrodzkiej, a potem w okolice domu Jarosława Kaczyńskiego.
Autorka/Autor: katke/r
Źródło: PAP