- Kierowca w samochodzie jest anonimowy. Zamknięty w blaszanej puszce może swoje frustracje wyładować na ulicy - mówi ostro Wojciech Pasieczny ze stołecznej drogówki. Zdaniem ekspertów ruchu drogowego, kierowcy nie umieją "współżyć" na drodze.
Internauta tvnwarszawa.pl napisał petycję do naczelnika wydziału ruchu drogowego komendy stołecznej. - Uważam, że cwaniactwo na drogach wyczerpuje znamiona wykroczenia Art. 90. KW: "Kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej lub w strefie zamieszkania, podlega karze grzywny albo karze nagany".
Zgadza się z nim Wojceich Pasieczny ze stołecznej drogówki i dodaje, że są też inne paragrafy na niesfornych kierowców. - Za niedostosowanie się do strzałki kierunkowej jest mandat 250 złotych i pięć punktów karnych. Dodatkowo, jeżeli zmiana pasa nastąpi na linii ciągłej, to 100 złotych i punkt karny - wymienia policjant.
Jego zdaniem, w kierowcach odzywają się najgorsze instynkty. - To jest chamstwo i cwaniactwo. Nie wspominając już o łamaniu elementarnych przepisów ruchu drogowego - podsumowuje.
Brak współżycia na drodze
W programie "Miejski Reporter" zaproszeni goście zauważyli, że w czasie kursu na prawo jazdy przyszły kierowca uczy się tylko do egzaminu. - Kursy powinny zawierać istotne elementy kultury jazdy i współżycia na drodze – ocenia Tomasz Matuszewski z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego.
Eksperci w studiu przytaczali też przykłady z innych europejskich miast, które są znacznie bardziej zakorkowane od Warszawy. W europejskich stolicach kierowcy uczą się elementarnych zasad poruszania się na drodze. - My od 25 lat nie potrafimy nauczyć się jeździć na zamek błyskawiczny. Jeden samochód wpuszcza, drugi przejeżdża. To doskonale działa np. w Berlinie - twierdzi Wojciech Jakóbczyk z czasopisma "Cars".
- Tragedią jest też ruszanie spod świateł. Kierowcy nie wiedza jak ruszyć ala wąż, czyli pierwszy rusza a za nim 15 innych w tym samym momencie – twierdzi Matuszewski.
Na rejestracjach spoza Warszawy
Widzowie, którzy uczestniczyli w dyskusji, zauważyli że kierowcy, którzy nie umieją poruszać się po stolicy często mają rejestracje spoza Warszawy. - To nie oznacza, że faktycznie ci kierowcy są spoza Warszawy. Mogą mieć tylko samochody zarejestrowane poza stolicą, bo tam jest tańsze ubezpieczenie - zauważył pan Robert, który dodzwonił się do "Miejskiego Reportera".
- Jeżdżąc na rejestracjach spoza Warszawy jest się traktowanym z pewną ulgą. Jednak to nie zwalnia nikogo od myślenia, co się może wydarzyć na drodze za kilkanaście metrów – dodał dziennikarz magazynu "Cars".
bf/roody