- Są to jedne z najbardziej niebezpiecznych barier - działają jak gilotyny – to jeden z wielu negatywnych komentarzy, które pojawiły się pod artykułem o barierach linowych przy ul. Romana Sanguszki.
Właśnie tam Zarząd Dróg Miejskich zdecydował się zamontować barierki linowe między jezdniami, by auta nie wypadały z drogi.
"A jednak się przydały!"
- Część internautów twierdziła, że jest to bat na zawracających przez pas dzielący i nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem. A jednak się przydały – chwalą się na swojej stronie internetowej drogowcy. O skuteczności barier linowych przekonało się już czterech kierowców. Żaden z nich nie przebił się na drugą stronę jezdni.
- W tych czterech przypadkach barierki zachowały się tak jak powinny. Auta ścięły słupki, a liny nie zostały naruszone i zatrzymały swój poziom - twierdzi ZDM. Zniszczone elementy mają być wymienione w tym tygodniu
Zajmują mniej miejsca
Drogowcy przypominają, że w 2012 roku, nim ustawiono system barier, policjanci stołęcznej drogówki interweniowali w tym miejscu aż 20 razy. Auta znajdywano często po drugiej stronie ulicy.
Podobne zabezpieczenia zamontowano wcześniej przy ul. Rosoła. - Zdecydowaliśmy się na nie m.in. dlatego, że zajmują mniej miejsca. Dzięki temu nie trzeba przebudowywać pasa jedni. Poza tym są bardziej estetyczne i pasują do tych miejsc - podkreślał rzecznik ZDM.
TAK WYGLĄDALO MONTOWANIE BARIEREK:
Montowanie słupków przy Sanguszki
CZYTAJ WIĘCEJ O BARIERKACH LINOWYCH
lata/b
Źródło zdjęcia głównego: ZDM