Wzięli kredyty, kupili mieszkania. Deweloper upadł, zostali na lodzie

Kupili mieszkania, nie mogą się do nich wprowadzić
Kupili mieszkania, nie mogą się do nich wprowadzić
Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl
Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.plKupili mieszkania, nie mogą się do nich wprowadzić

By kupić wymarzone mieszkania, zaciągnęli pożyczki na całe życie. Podpisali umowy i odliczali dni do przeprowadzki. Ta jednak nigdy nie nadeszła, bo deweloper ogłosił upadłość. Blok w stanie surowym stoi na Targówku już od siedmiu lat, a niedoszli lokatorzy mogą tylko spacerować wokół. Choć mają pomysł na rozwiązanie problemu, ratusz ich ignoruje.

Mowa o 50 rodzinach, często z małymi dziećmi. Już od siedmiu lat powinni mieszkać przy ul. Borzymowskiej 34/36. Ale zamiast tętniącego życiem osiedla, na miejscu zastajemy 6-piętrowy, liczący 164 mieszkania pustostan. Otoczony prowizorycznym, metalowym płotem, na którym próbują swoich sił okoliczni graficiarze. Teren zarasta. Nikt o niego dba.

- Zaczyna brakować okien. Zadomowiły się ptaki, które mają tu całkiem niezłe lokum – mówi jedna z niedoszłych mieszkanek.

"Jesteśmy na skraju wyczerpania"

"Nasza gehenna trwa już tak długo, że wiele osób znajduje się na skraju wyczerpania psychicznego (…). Chcieliśmy godnie żyć, mieszkać i pracować w stolicy. Aby realizować nasze życiowe plany i marzenia nie wymagamy dużo. Chcielibyśmy jedynie zamieszkać w mieszkaniach, za które już zapłaciliśmy" – to fragment listu, który lokatorzy z Borzymowskiej wysłali do prezydent miasta.

Wszystko zaczęło się w 2007 roku. Bardzo znany wówczas deweloper Edbud uzyskał pozwolenie na budowę bloku. Rozpoczął inwestycję i - równocześnie - sprzedaż lokali. W ciągu niecałych dwóch lat udało mu się znaleźć 50 zainteresowanych.

Mieli obawy, że kupują "dziurę w ziemi". Inwestowanie w mieszkanie na tak wczesnym etapie zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Ale w czasie boomu na rynku takie transakcje nie były rzadkością. Firma Edbud wydawał się pewnym partnerem, niezatapialnym jak... Titanic. Jeszcze w 2008 roku, z przychodami rzędu 350 mln zł był jednym z najpotężniejszych deweloperów w Warszawie. Wybudował ponad 20 bloków, w tym okazały budynek na Kabatach, w którym urządził swoją siedzibę (do dziś widnieje na nim wielki neon z logo).

- Widzieliśmy gotowe projekty naszych mieszkań. Ja naniosłem nawet na nie kilka uwag, które zresztą zrealizowano tak, jak chciałem – wspomina Tomasz Antoniak.

Mieszkańcy byli spokojni tym bardziej, że blok powstawał na gruntach będących własnością Skarbu Państwa. Z czasem okazało się, że sprawa gruntu to kluczowy problem.

Kłopotliwa umowa

Ziemię dzierżawiła (i dzierżawi do dziś) spółka Euro-Ring. Jej przedstawiciele podpisali umowę z miejskimi urzędnikami już w 1998 roku. Okres dzierżawy początkowo wyznaczono na sześć lat. Po czterech został przedłużony do 2028 roku.

W 2006 roku Euro-Ring zawarł kolejną umowę. Tym razem z firmą Edbud, która miała zbudować i sfinansować blok przy Borzymowskiej 34/36. W zamian za to Euro-Ring zadeklarował, że zdobędzie prawo własności lub użytkowania wieczystego od Skarbu Państwa, a potem przeniesie je do Edbudu.

- Początkowo budowa budynku postępowała bardzo szybko. Mogliśmy tu przychodzić, odwiedzać nasze mieszkania, zwracać uwagę na to, co i jak zmienić – wspomina Antoniak.

Upadek dewelopera

Z czasem sprawy zaczęły się komplikować. Edbud, choć wybudował budynek w stanie surowym zamkniętym, nie otrzymał obiecanego prawa własności działki. Przestał zdobywać klientów i w końcu – znów jak Titanic – poszedł na dno. W 2011 roku firma oficjalnie ogłosiła upadłość. Jej długi oszacowano na 110 mln zł.

W tym momencie zaczęło się piekło niedoszłych mieszkańców Borzymowskiej. Zostali bez pieniędzy i bez perspektyw na mieszkanie.

- Nasze dzieci sprzedały własne mieszkanie, wzięły kredyt, a od roku mieszkają w Irlandii, bo miasto nie było w stanie im pomóc. Rozmawialiśmy z władzami. Efekt jest żaden – mówi Hanna Adamska. - Inni deweloperzy potrafili pobudować na tych terenach budynki i ludzie się do nich dawno wprowadzili, a my cały czas nie możemy wprowadzić się do naszego – dodaje Anna Skolimowska.

Wspólnie założyli Stowarzyszenie "Borzymowska" i starali się znaleźć wyjście z impasu.

- Sytuacja tych osób jest bardzo trudna. Spłacają kredyty, często we frankach. Niektórzy musieli wyemigrować, żeby móc utrzymać kredyt i normalnie żyć. Inni powyjeżdżali z Warszawy albo mieszkają u rodziny lub znajomych. Wiemy przecież, że spłaty rat i jednocześnie wynajmowanie oddzielnego tymczasowego mieszkania w stolicy to ogromne obciążenie finansowe – mówi Mirosław Obarski ze Stowarzyszenia "Sprawiedliwi". Obarski nie kupił mieszkania na Borzymowskiej, ale pomaga poszkodowanym lokatorom, między innymi w kontaktach z mediami.

Niedoszli mieszkańcy są na liście wierzycieli firmy Edbud, ale – jak przekonują – niewiele im to daje, bo pierwszeństwo w ramach sądowego odzyskiwania długów mają instytucje. Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, firma była dłużnikiem banków, głównie BGŻ, któremu była winna ponad 42 mln zł. Zalegała z płatnościami do ZUS, urzędu skarbowego, a także wpłatami dla pracowników.

Syndykiem masy upadłościowej Edbudu jest Maciej Pasek. Spytaliśmy go o możliwości wyjścia z impasu. - Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Były różne próby. Niestety nie doprowadziły do rozwiązania - mówi.

Gorzki list do prezydent

Pod koniec 2014 roku poszkodowani napisali do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz przejmujący list. Opisali swoją sytuację i poprosili o pomoc (na terenie Warszawy to ratusz reprezentuje Skarb Państwa i to on podpisał umowę dzierżawy). Zainteresowanie przyszło dopiero rok później. Mieszkańcy nie ukrywają, że łączą je ze zbliżającymi się wtedy wyborami parlamentarnymi. – Być może bano się, że o sprawie zrobi się głośno i odbije się czkawką? – zastanawia się Obarski.

Radni Platformy Obywatelskiej złożyli w tej sprawie wspólną interpelację. To pierwszy taki klubowy wniosek w czasie całej prezydentury Gronkiewicz-Waltz. Zadali w nim 12 bardzo precyzyjnych pytań. Odpowiedzi, które uzyskali, były mocno ogólnikowe. Jedynym plusem było ujawnienie umów zawieranych między urzędem miasta a Euro-Ringiem od 1998 roku.

Sprawę nadzorował Marcin Bajko, były już szef Biura Gospodarki Nieruchomościami. Kilkukrotnie spotkał się z mieszkańcami, lecz i to nie przyniosło żadnych efektów. Dziś niedoszli lokatorzy apelują przede wszystkim o rozwiązanie umowy z Euro-Ringiem, co pozwoliłoby szybciej znaleźć nowego inwestora i dokończyć budowę.

- Urzędnicy tej umowy rozwiązać nie chcieli, dlatego zaproponowaliśmy inną koncepcję rozwiązania problemu. Zdecydowaliśmy o powołaniu spółdzielni. Ta, jako specjalny twór pod względem prawnym, może otrzymać na własność miejski grunt na bardzo preferencyjnych warunkach – mówi Monika Grabowska-Dziadak, adwokat i pełnomocnik stowarzyszenia "Borzymowska".

- Chcemy kupić ten grunt razem z aktywną umową dzierżawy. Pozwalają na to przepisy. I weźmiemy na siebie ciężar rozliczenia się z dzierżawcą i z podmiotem, który wykaże prawo do nakładów – dodaje.

Proponują konkretne rozwiązania

"Prawo do nakładów" to jednak kolejna problematyczna kwestia. Na drodze sądowej walczą o nie dwa podmioty: Euro-Ring i syndyk Edbudu. - Ten spór potrwa jeszcze kilka lat i otrze się na pewno o Sąd Najwyższy. Jeśli otrzymamy ten grunt teraz, jesteśmy gotowi szybko, z pomocą inwestora dokończyć tę inwestycję i czekać spokojnie na rozstrzygnięcie. Potem uzyskamy środki ze sprzedaży reszty mieszkań z tego bloku i będziemy mogli spłacić podmiot, który wykaże prawo do nakładów – tłumaczy adwokat.

Pomysł, jak przekonuje, jest prosty i w pełni zgodny z przepisami prawa. Żeby jednak mógł wejść w życie wymaga zgody warszawskiego ratusza. I tu pojawia się problem.

- Wniosek w tej sprawie złożyliśmy do Biura Gospodarki Nieruchomościami ponad rok temu. Do tej pory leży nieruszony – zwraca uwagę pełnomocniczka mieszkańców. Przekonuje, że pismo utknęło, a urzędnicy twierdzą, że czekają na odpowiednie opinie prawne, których wydawanie trwa już blisko 12 miesięcy.

Przez tez czas – na co zwracają uwagę mieszkańcy – kontakt z urzędnikami dalece odbiegał od poprawnego. - Dyrektor Bajko na moje ostrzejsze wystąpienia w trakcie naszych spotkań reagował tym, że wstawał i wychodził. Nie był w stanie podjąć z nami żadnej dyskusji – wspomina prawniczka.

Lokatorzy przyznają więc, że odejście Bajki z ratusza daje nadzieję na szybsze rozwiązanie problemu. Z drugiej jednak nieco komplikuje sprawę. BGN został rozwiązany. Gdzie trafiła teraz sprawa mieszkańców z Borzymowskiej? Na to pytanie nie znają odpowiedzi.

Ratusz nie odpowiada

Listę pytań w sprawie Borzymowskiej 34/36 wysłaliśmy do ratusza również my. Chcieliśmy wiedzieć m.in., na jakim etapie jest sprawa, kto ją nadzoruje, dlaczego nie rozwiązano umowy o dzierżawę.

Pytania – podobnie jak wniosek mieszkańców – utknęły gdzieś urzędzie i mimo kilkukrotnego upominania się, od ponad tygodnia słyszymy jedynie, że "odpowiedź jest opracowywana".

Mieszkańcy mają sposób na rozwiązanie problemu
Mieszkańcy mają sposób na rozwiązanie problemuMateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl

Karolina Wiśniewska

Pozostałe wiadomości