By kupić wymarzone mieszkania, zaciągnęli pożyczki na całe życie. Podpisali umowy i odliczali dni do przeprowadzki. Ta jednak nigdy nie nadeszła, bo deweloper ogłosił upadłość. Blok w stanie surowym stoi na Targówku już od siedmiu lat, a niedoszli lokatorzy mogą tylko spacerować wokół. Choć mają pomysł na rozwiązanie problemu, ratusz ich ignoruje.
Mowa o 50 rodzinach, często z małymi dziećmi. Już od siedmiu lat powinni mieszkać przy ul. Borzymowskiej 34/36. Ale zamiast tętniącego życiem osiedla, na miejscu zastajemy 6-piętrowy, liczący 164 mieszkania pustostan. Otoczony prowizorycznym, metalowym płotem, na którym próbują swoich sił okoliczni graficiarze. Teren zarasta. Nikt o niego dba.
- Zaczyna brakować okien. Zadomowiły się ptaki, które mają tu całkiem niezłe lokum – mówi jedna z niedoszłych mieszkanek.
"Jesteśmy na skraju wyczerpania"
"Nasza gehenna trwa już tak długo, że wiele osób znajduje się na skraju wyczerpania psychicznego (…). Chcieliśmy godnie żyć, mieszkać i pracować w stolicy. Aby realizować nasze życiowe plany i marzenia nie wymagamy dużo. Chcielibyśmy jedynie zamieszkać w mieszkaniach, za które już zapłaciliśmy" – to fragment listu, który lokatorzy z Borzymowskiej wysłali do prezydent miasta.
Wszystko zaczęło się w 2007 roku. Bardzo znany wówczas deweloper Edbud uzyskał pozwolenie na budowę bloku. Rozpoczął inwestycję i - równocześnie - sprzedaż lokali. W ciągu niecałych dwóch lat udało mu się znaleźć 50 zainteresowanych.
Mieli obawy, że kupują "dziurę w ziemi". Inwestowanie w mieszkanie na tak wczesnym etapie zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Ale w czasie boomu na rynku takie transakcje nie były rzadkością. Firma Edbud wydawał się pewnym partnerem, niezatapialnym jak... Titanic. Jeszcze w 2008 roku, z przychodami rzędu 350 mln zł był jednym z najpotężniejszych deweloperów w Warszawie. Wybudował ponad 20 bloków, w tym okazały budynek na Kabatach, w którym urządził swoją siedzibę (do dziś widnieje na nim wielki neon z logo).
- Widzieliśmy gotowe projekty naszych mieszkań. Ja naniosłem nawet na nie kilka uwag, które zresztą zrealizowano tak, jak chciałem – wspomina Tomasz Antoniak.
Mieszkańcy byli spokojni tym bardziej, że blok powstawał na gruntach będących własnością Skarbu Państwa. Z czasem okazało się, że sprawa gruntu to kluczowy problem.
Kłopotliwa umowa
Ziemię dzierżawiła (i dzierżawi do dziś) spółka Euro-Ring. Jej przedstawiciele podpisali umowę z miejskimi urzędnikami już w 1998 roku. Okres dzierżawy początkowo wyznaczono na sześć lat. Po czterech został przedłużony do 2028 roku.
W 2006 roku Euro-Ring zawarł kolejną umowę. Tym razem z firmą Edbud, która miała zbudować i sfinansować blok przy Borzymowskiej 34/36. W zamian za to Euro-Ring zadeklarował, że zdobędzie prawo własności lub użytkowania wieczystego od Skarbu Państwa, a potem przeniesie je do Edbudu.
- Początkowo budowa budynku postępowała bardzo szybko. Mogliśmy tu przychodzić, odwiedzać nasze mieszkania, zwracać uwagę na to, co i jak zmienić – wspomina Antoniak.
Upadek dewelopera
Z czasem sprawy zaczęły się komplikować. Edbud, choć wybudował budynek w stanie surowym zamkniętym, nie otrzymał obiecanego prawa własności działki. Przestał zdobywać klientów i w końcu – znów jak Titanic – poszedł na dno. W 2011 roku firma oficjalnie ogłosiła upadłość. Jej długi oszacowano na 110 mln zł.
W tym momencie zaczęło się piekło niedoszłych mieszkańców Borzymowskiej. Zostali bez pieniędzy i bez perspektyw na mieszkanie.
- Nasze dzieci sprzedały własne mieszkanie, wzięły kredyt, a od roku mieszkają w Irlandii, bo miasto nie było w stanie im pomóc. Rozmawialiśmy z władzami. Efekt jest żaden – mówi Hanna Adamska. - Inni deweloperzy potrafili pobudować na tych terenach budynki i ludzie się do nich dawno wprowadzili, a my cały czas nie możemy wprowadzić się do naszego – dodaje Anna Skolimowska.
Wspólnie założyli Stowarzyszenie "Borzymowska" i starali się znaleźć wyjście z impasu.
- Sytuacja tych osób jest bardzo trudna. Spłacają kredyty, często we frankach. Niektórzy musieli wyemigrować, żeby móc utrzymać kredyt i normalnie żyć. Inni powyjeżdżali z Warszawy albo mieszkają u rodziny lub znajomych. Wiemy przecież, że spłaty rat i jednocześnie wynajmowanie oddzielnego tymczasowego mieszkania w stolicy to ogromne obciążenie finansowe – mówi Mirosław Obarski ze Stowarzyszenia "Sprawiedliwi". Obarski nie kupił mieszkania na Borzymowskiej, ale pomaga poszkodowanym lokatorom, między innymi w kontaktach z mediami.
Niedoszli mieszkańcy są na liście wierzycieli firmy Edbud, ale – jak przekonują – niewiele im to daje, bo pierwszeństwo w ramach sądowego odzyskiwania długów mają instytucje. Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, firma była dłużnikiem banków, głównie BGŻ, któremu była winna ponad 42 mln zł. Zalegała z płatnościami do ZUS, urzędu skarbowego, a także wpłatami dla pracowników.
Syndykiem masy upadłościowej Edbudu jest Maciej Pasek. Spytaliśmy go o możliwości wyjścia z impasu. - Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Były różne próby. Niestety nie doprowadziły do rozwiązania - mówi.
Gorzki list do prezydent
Pod koniec 2014 roku poszkodowani napisali do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz przejmujący list. Opisali swoją sytuację i poprosili o pomoc (na terenie Warszawy to ratusz reprezentuje Skarb Państwa i to on podpisał umowę dzierżawy). Zainteresowanie przyszło dopiero rok później. Mieszkańcy nie ukrywają, że łączą je ze zbliżającymi się wtedy wyborami parlamentarnymi. – Być może bano się, że o sprawie zrobi się głośno i odbije się czkawką? – zastanawia się Obarski.
Radni Platformy Obywatelskiej złożyli w tej sprawie wspólną interpelację. To pierwszy taki klubowy wniosek w czasie całej prezydentury Gronkiewicz-Waltz. Zadali w nim 12 bardzo precyzyjnych pytań. Odpowiedzi, które uzyskali, były mocno ogólnikowe. Jedynym plusem było ujawnienie umów zawieranych między urzędem miasta a Euro-Ringiem od 1998 roku.
Sprawę nadzorował Marcin Bajko, były już szef Biura Gospodarki Nieruchomościami. Kilkukrotnie spotkał się z mieszkańcami, lecz i to nie przyniosło żadnych efektów. Dziś niedoszli lokatorzy apelują przede wszystkim o rozwiązanie umowy z Euro-Ringiem, co pozwoliłoby szybciej znaleźć nowego inwestora i dokończyć budowę.
- Urzędnicy tej umowy rozwiązać nie chcieli, dlatego zaproponowaliśmy inną koncepcję rozwiązania problemu. Zdecydowaliśmy o powołaniu spółdzielni. Ta, jako specjalny twór pod względem prawnym, może otrzymać na własność miejski grunt na bardzo preferencyjnych warunkach – mówi Monika Grabowska-Dziadak, adwokat i pełnomocnik stowarzyszenia "Borzymowska".
- Chcemy kupić ten grunt razem z aktywną umową dzierżawy. Pozwalają na to przepisy. I weźmiemy na siebie ciężar rozliczenia się z dzierżawcą i z podmiotem, który wykaże prawo do nakładów – dodaje.
Proponują konkretne rozwiązania
"Prawo do nakładów" to jednak kolejna problematyczna kwestia. Na drodze sądowej walczą o nie dwa podmioty: Euro-Ring i syndyk Edbudu. - Ten spór potrwa jeszcze kilka lat i otrze się na pewno o Sąd Najwyższy. Jeśli otrzymamy ten grunt teraz, jesteśmy gotowi szybko, z pomocą inwestora dokończyć tę inwestycję i czekać spokojnie na rozstrzygnięcie. Potem uzyskamy środki ze sprzedaży reszty mieszkań z tego bloku i będziemy mogli spłacić podmiot, który wykaże prawo do nakładów – tłumaczy adwokat.
Pomysł, jak przekonuje, jest prosty i w pełni zgodny z przepisami prawa. Żeby jednak mógł wejść w życie wymaga zgody warszawskiego ratusza. I tu pojawia się problem.
- Wniosek w tej sprawie złożyliśmy do Biura Gospodarki Nieruchomościami ponad rok temu. Do tej pory leży nieruszony – zwraca uwagę pełnomocniczka mieszkańców. Przekonuje, że pismo utknęło, a urzędnicy twierdzą, że czekają na odpowiednie opinie prawne, których wydawanie trwa już blisko 12 miesięcy.
Przez tez czas – na co zwracają uwagę mieszkańcy – kontakt z urzędnikami dalece odbiegał od poprawnego. - Dyrektor Bajko na moje ostrzejsze wystąpienia w trakcie naszych spotkań reagował tym, że wstawał i wychodził. Nie był w stanie podjąć z nami żadnej dyskusji – wspomina prawniczka.
Lokatorzy przyznają więc, że odejście Bajki z ratusza daje nadzieję na szybsze rozwiązanie problemu. Z drugiej jednak nieco komplikuje sprawę. BGN został rozwiązany. Gdzie trafiła teraz sprawa mieszkańców z Borzymowskiej? Na to pytanie nie znają odpowiedzi.
Ratusz nie odpowiada
Listę pytań w sprawie Borzymowskiej 34/36 wysłaliśmy do ratusza również my. Chcieliśmy wiedzieć m.in., na jakim etapie jest sprawa, kto ją nadzoruje, dlaczego nie rozwiązano umowy o dzierżawę.
Pytania – podobnie jak wniosek mieszkańców – utknęły gdzieś urzędzie i mimo kilkukrotnego upominania się, od ponad tygodnia słyszymy jedynie, że "odpowiedź jest opracowywana".
Karolina Wiśniewska