Kamienice "śpiochy" to nieruchomości, w stosunku do których poskładano roszczenia jeszcze w latach 40. Złożyli je ówcześni adwokaci, którzy nie mieli żadnego umocowania od ich właścicieli, bo ci byli po prostu nieznani.
– Wiedzieli, że takie kamienice są, bo istniały w specjalnym wykazie. Złożyli roszczenia licząc, że ich właściciele wrócą po wojnie do Warszawy, a wtedy ci w naturalny sposób będą mogli ich reprezentować – tłumaczył nam były wiceprezydent Jarosław Jóźwiak, który do ubiegłego tygodnia odpowiadał w ratuszu za reprywatyzację.
Od lat 40. nic się nie wydarzyło. O nieruchomość nikt się nie upomniał. Nie było właściciela, zniknął adwokat. Roszczenie formalnie jednak zostało złożone, dlatego miasto nic z taką kamienicą nie mogło zrobić.
- Wraz ze złożeniem roszczenia ruszyło postępowanie reprywatyzacyjne, którego nie można było zakończyć, bo nie pozwalał na to Kodeks Postępowania Administracyjnego. Sąd powinien bowiem wezwać strony postępowania. Pytanie jak, skoro nie wiadomo kogo? – mówił Jóźwiak.
Węzeł gordyjski przecina dziś "mała" ustawa reprywatyzacyjna. Dzięki jej zapisom, miasto będzie mogło upomnieć się o zapomniane nieruchomości.
Dawny właściciel poszukiwany
Kamienic nie będzie można przejąć "ot tak". Najpierw ratusz będzie musiał wydać specjalne postanowienie o poszukiwaniu właściciela danej nieruchomości. Następnie opublikować w tej sprawie odpowiednie ogłoszenie (np. w prasie). Właściciele mają pół roku na zgłoszenie, a następnie dodatkowe trzy miesiące na udowodnienie swoich roszczeń.
- Nie może być tak, że zgłosi się "pan X" i powie: to moje. Musi mieć dokumenty potwierdzające. Jeśli mu się nie uda, wydana zostanie decyzja o wygaszeniu roszczenia, a nieruchomość przejdzie w ręce miasta albo Skarbu Państwa – zapowiadał Jóźwiak.
Przejmowanie "śpiochów" przez miasto lub państwo budziło duże kontrowersje. Środowiska dekretowców (czyli prawowitych właścicieli walczących o odzyskanie swoich nieruchomości) podkreślali, że podważa prawo człowieka do posiadania własności. Jedno z kluczowych w polskiej konstytucji.
Trybunał Konstytucyjny wątpliwości tych jednak nie potwierdził. Pod koniec lipca wydał wyrok, w którym jasno stwierdził, że "mała" ustawa jest zgodna z ustawą zasadniczą.
Pomoc dla lokatorów
Były wiceprezydent wielokrotnie przekonywał, że wygaszenie roszczenia do "śpiochów" jest kluczowe z punktu widzenia lokatorów, którzy w takich budynkach mieszkają.
- Do tej pory nie mogli wykupić mieszkań. Miasto z kolei nie mogło ponosić nakładów na te budynki. Prawo jasno mówi, że jeżeli gdzieś jest roszczenie, to nie wolno wydawać na nie publicznych pieniędzy poza koniecznym zarządem. To znaczy, że jeśli zrobiła się dziura w dachu, to można było ją załatać, ale dachu wymienić się już nie dało. Nie mówiąc już np. o budowie WC - przyznawał.
Stąd kamienice "śpiochy" są często w opłakanym stanie, a lokatorzy żyją tam w fatalnych warunkach. Inne z kolei zaczęły się rozsypywać. Mieszkańców należało wykwaterować, przez co stoją puste.
Ze wstępnego wykazu sporządzonego przez stołeczny ratusz wynika, że w Warszawie jest kilka tysięcy takich nieruchomości. Na konferencji prasowej pod koniec sierpnia władze stolicy informowały o 5 tysiącach kamienic (najwięcej na Pradze Północ i Południe), w których mieszka nawet 12 tys. osób. Poprosiliśmy urzędników o aktualne dane. Wciąż czekamy na odpowiedź.
- Na pewno trzeba liczyć się z tym, że po opublikowaniu ogłoszenia może się zgłosić dawny właściciel. Ale z drugiej strony, jeśli nikt nie upominał się o nieruchomość przez 70 lat, to raczej mała szansa, że przypomni sobie o niej teraz – przyznawał były wiceprezydent.
"To ważna zmiana"
- Punkt "małej" ustawy dotyczący "śpiochów" faktycznie może pomóc. Pod warunkiem, że ratusz właściwie przeprowadzi wszystkie procedury i odzyska nieruchomości, to będzie ważna zmiana – twierdzi Piotr Ciszewski z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. – Do tej pory władze miasta nie chciały inwestować w te budynki, poprawiać je w jakikolwiek sposób, bo wykręcały się roszczeniami. Teraz okaże się czy to faktycznie to było powodem - dodaje.
Ciszewski zastrzega jednak, że "mała" ustawa, która w sobotę weszła w życie, rozwiązuje tylko niewielką część problemów. - Chroni głównie miejsca użyteczności publicznej (parki, przedszkola). Kamienice nadal będą oddawane z lokatorami. Dlatego konieczne są dodatkowe działania – przekonuje w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
Koniec z kuratorami
Oprócz odzyskiwania kamienic "śpiochów", mała ustawa reprywatyzacyjna ma ukrócić działalność kuratorów i tzw. handel roszczeniami.
Tym zajmują się najczęściej wyspecjalizowane kancelarie, skupujące roszczenia od spadkobierców dawnych właścicieli. Często za niewielkie pieniądze. Od teraz kupno roszczeń musi zostać potwierdzone aktem notarialnym. Dzięki temu kwoty za jakie zostały nabyte będą jawne.
Ustawa określa również szereg możliwości, w których miasto może odmówić oddania nieruchomości w naturze. Mowa tu głównie o szkołach, przedszkolach, parkach czyli nieruchomościach przeznaczonych na cele publiczne.
Mankamenty nowego prawa
Ustawa weszła w życie 17 września, ale jak się dowiedział reporter "Faktów" TVN Dariusz Prosiecki, prawnicy i lokatorzy już wytykają błędy i niedociągnięcia nowej ustawy. Ich zdaniem handel roszczeniami nie zniknie, bo miasto ma prawo pierwokupu takich roszczeń tylko wtedy, jeśli spadkobierca będzie chciał je sprzedać bezpośrednio handlarzowi. Słowo "sprzedać" jest kluczowe. - Przenieść takie roszczenie można również w drodze umowy darowizny czy zamiany. W tym zakresie w żaden sposób ta ustawa nie uprawnia miasta ani skarbu państwa, aby w takim momencie zainterweniować - powiedział Maciej Górski z Instytut Badań nad Prawem Nieruchomości. - To jest tylko kwestia czasu, kiedy odpowiedni prawnicy i ludzie zaangażowani w proceder reprywatyzacji znajdą kolejne sposoby na to, żeby handlować roszczeniami - dodał Piotr Micuła Stowarzyszenie "Miasto Jest Nasze".
CZYTAJ WIĘCEJ NA TEMAT TEGO, CO ZMIENIA "MAŁA" USTAWA
ZOBACZ MATERIAŁ FAKTÓW TVN O PROBLEMACH Z REPRYWATYZACJĄ:
Warszawa dla oszustów
kw,skw/gp