- Bractwo flisackie pod wezwaniem świętej Barbary w Ulanowie włączą się czynnie w obchody roku rzeki Wisły, organizując flis Ulanów - Gdańsk – mówi przed kamerą tvnwarszawa.pl Tomasz Skiba, koordynator flisu.
"Historyczna jednostka"
Flis to inaczej rzeczny spław towarów. Tak właśnie kilkaset lat temu z Ulanowa nad Sanem transportowano między innymi drewno. Wszystko to działo się na specjalnie przygotowanych tratwach.- Ta, którą zbudowaliśmy, jest to historyczna jednostka pochodząca z Ulanowa. My w tym momencie hobbistycznie podchodzimy do tego tematu i chcemy, aby nie zapomniano o tradycji naszych przodków. Tratwa składa się z poszczególnych tafli. W tym roku mamy cztery. Ma długość około 70 metrów i waży około 60 ton - opisuje Skiba.I oprowadza nas po pokładzie. Najważniejsze elementy to drgawki - jedna jest z przodu, druga z tyłu. Obie służą do sterowania. Tratwa płynie samospławem, więc drgawki służą do nakierowywania w lewo lub w prawo. Nie obeszłoby się też bez hamulców.
Beczka wiwatówka
- Tu znajduje się tak zwane skrzyniowanie, do którego wrzuca się "śryki", drzewo brzozowe, które jest bardzo elastyczne, dzięki temu wrzucone w dno rzeki powoduje hamowanie tratwy – zaznacza koordynator flisu.Na przedgłowiu, czyli drugiej tafli znajdują się małe mieszkania. Buda, w której przebywają flisacy, a obok retmanka. W niej mieszkają retmani, czyli osoby kierujące spławem. Przechowywane są tam między innymi rzeczy, które trzeba chronić przed deszczem. - Kolejnym elementem naszej tratwy jest beczka wiwatówka - miniaturka tej, która jest w Ulanowie. Strzelamy z niej na wiwat, aby rozgłosić wszystkim, że płyniemy flisem roku rzeki Wisły - wyjaśnia Skiba.Ważne jest też palenisko – to na nim przygotowywane jest jedzenie. Taki, jak jedzono przed laty. Jak tłumaczy Skiba, najczęściej jest to kasza, chleb chrupacki i mięso.
A na końcu tratwy jest col, to miejsce, gdzie oprócz drugiej drgawki znajdują się dwa skrzyniowania służące do hamowania.Flisacy szacują, że cała podróż zajmie im około czterech tygodni.
ran/r