Plan na sobotę był jasny: zrewanżować się za remis w Kazachstanie (2:2) i odnieść pierwsze zwycięstwo w grupie. Kolejna strata punktów mocno skomplikowałaby sytuację biało-czerwonych, zwłaszcza że grupowi rywale nie rozdawali prezentów. Zarówno Rumunia, jak i Czarnogóra wygrały w sobotę odpowiednio z Armenią i Kazachstanem po 5:0. Dania, która na inaugurację wygrała z Armenią 1:0, to rywal mocno odmieniony po ostatnich niepowodzeniach i bardzo niewygodny, z gwiazdą Christianem Eriksenem. Bilans dotychczasowych 21 meczów był korzystny dla naszych przeciwników, którzy wygrali 12 razy, dwukrotnie zremisowali, a siedem razy górą byli Polacy.
Dla zespołu Adama Nawałki był to pierwszy mecz w Warszawie po niespełna roku przerwy. - Wracamy na Narodowy, to nasz dom, w którym czujemy się znakomicie - podkreślał Kamil Grosicki. W sobotę, jak można było się spodziewać, pod zamkniętym dachem zasiadł komplet 58 tysięcy widzów.
Patrząc na wyjściowy skład biało-czerwonych widać było, że selekcjoner Polaków chce grać ofensywnie. Jedyną tak naprawdę niewiadomą było tylko to, kto będzie partnerem Kamila Glika na środku defensywy. Igor Lewczuk czy Thiago Cionek? Nawałka postawił na tego drugiego.
Szalony turbo Grosik
Pierwsze ostrzeżenie wysłał nam jednak gang Age Hareide'a. Już w 3. minucie Viktor Fischer minął w pełnym biegu Glika, ale oddał bardzo niecelny strzał. Na pierwszą sytuację Polaków trzeba było czekać do 10. minuty. Świetną piłkę na głowę Arkadiusza Milika posłał Grosicki. Strzał napastnika Napoli z ostrego kąta sparował na rzut rożny Kasper Schmeichel. Polacy złapali wiatr w żagle. Grali spójnie, nie tracili łatwo piłek. Widoczni byli Piotr Zieliński, a zwłaszcza Grosicki. Pierwszy oddał groźny strzał z dystansu, a drugi popisał się "siatkę" Simonowi Kjaerowi. Po kolejnych dziesięciu minutach dopięliśmy swego. Kolejną błyskotliwą akcję przeprowadził na lewym skrzydle "Grosik", a z bliska duńskiego bramkarza pokonał Robert Lewandowski. Rywale nie mieli pomysłu na sforsowanie dobrze ustawionej obrony Polaków. Ich próby zagrywania długimi piłkami kończyły się albo na głowie Cionka, albo w rękawicach Łukasza Fabiańskiego. A biało-czerwoni grali swoje. Kolejna bramka mogła paść po pół godzinie gry. I padła, ale zanim Lewandowski podał do Jakuba Błaszczykowskiego, który strzelił z bliska, napastnik Bayernu zagrał piłkę ręką. Co nie udało się wtedy, udało dwie minuty później. W polu karnym Jannik Vestergaard faulował Milika, a włoski sędzia Gianluca Rocchi nie miał wątpliwości - podyktował jedenastkę. Lewandowski zmylił Schmeichela i do przerwy prowadziliśmy 2:0!
Wieczór "Lewego"
Z powodu kontuzji na drugą połowę nie wyszedł Milik, ale początkowo nie widać było jego absencji na boisku. Co więcej, trzy minuty po wznowieniu piłkę daleko przed siebie wybił Łukasz Piszczek. Przejął ją "Lewy", który popisał się długim rajdem, uciekł dwóm rywalom i uderzeniem po bliższym słupku skompletował hat-tricka! Dzięki temu snajper Bayernu awansował na 4. miejsce w klasyfikacji wszech czasów polskiej piłki. Wydawało się, że Polacy będą kontrolować wynik, tymczasem już w następnej akcji Glik chcąc wybijać piłkę, zrobił to tak niefortunnie, że przelobował "Fabiana" i zrobiło się 3:1. Trzeba przyznać, że obrońca Monaco nie miał swojego dnia a samobójcze trafienie tylko to potwierdziło. Od tej pory mecz zrobił się bardzo wyrównany. Sytuacji nie brakowało z obu stron. Bramkarze mogli się wykazać. Po godzinie gry z bliska próbował Yussuf Poulsen, ale Fabiański był na posterunku.
Chwilę później Schmeichel sparował uderzenie z dystansu Piszczka. Niestety, obrońca Borussii Dortmund nieczysto trafił piłką we własnym polu karnym w 69. minucie po centrze dobrze grającego Petera Ankersena. Poulsen nie dał szans naszemu golkiperowi. Zrobiło się bardzo nerwowo. Polskim kibicom na pewno zaczął przypominać się mecz w Astanie sprzed miesiąca. Zwłaszcza że biało-czerwoni nie potrafili długo utrzymywać się przy piłce, notowali bardzo szybkie straty. Na szczęście udało utrzymać się prowadzenie do samego końca. Pierwsze zwycięstwo w eliminacjach stało się faktem.
luki
Źródło zdjęcia głównego: PAP