Wiaty mają mieć Wi-Fi, NFC i QR. Ale nie chronią przed deszczem

Pasażerowie niezadowoleni z nowych wiat przystankowych
Źródło: Mateusz Szmelter/ tvnwarszawa.pl
Nowoczesne, estetyczne, wyposażone w dostęp do internetu i inne technologie. Nowe wiaty przystankowe miały podnieść komfort pasażerów. Ale nie spełniają swojej podstawowej funkcji - nie chronią przed deszczem, wiatrem i śniegiem. Pasażerowie marzną, mokną i zgodnie twierdzą, że - te wiaty to wyrzucenie pieniędzy w błoto.

Pierwsze z planowanych 1580 nowych wiat stanęły na przystankach w ubiegłym roku. Pod koniec października odbyło się uroczyste odsłonięcie jednej z nich, na rondzie Daszyńskiego. Władze podkreślały, że podniosą w ten sposób komfort osób korzystających z komunikacji miejskiej.

Nietrafiony projekt

Zgodnie z umową, którą miasto podpisało z firmą AMS w 2013 roku, w ciągu trzech lat ma powstać 1580 nowoczesnych przystanków. Wszystkie mają zostać wyposażone w technologię Near Field Communication, kody QR oraz bramkę gateams.com. W modelach konserwatorskich (m.in. na placu Wileńskim) dostępne ma być również Free WiFi.

Co z tego, skoro wiaty nie spełniają podstawowych oczekiwań pasażerów. - Bardzo nietrafiony projekt. Nie chronią ani przed deszczem, ani przed wiatrem. Nawet przed słońcem nie będą chronić, bo jak się szyby w lecie nagrzeją, to będzie tu bardzo gorąco. Za krótka jest szyba na dole i przez to wieje, daszek tez jest za krótki. Przy takiej pogodzie jak teraz, nie ma różnicy, czy stoi się pod wiatą czy obok niej - mówi tvnwarszawa.pl pasażerka przy dworcu Wileńskim.

Estetyczne, ale niepraktyczne

W rozmowie z nami niektórzy pasażerowie przyznają, że wiaty są ładne, ale niepraktyczne. - Powinny być bardziej funkcjonalne. Ławki są wąskie, niewygodne, jest mało miejsca - mówi jeden z nich.

Większość naszych rozmówców uważa, że nowe wiaty to niepotrzebnie koszty. - Od wiatru ochrony nie ma żadnej, ścianek bocznych nie ma, daszek za krótki. Pieniądze wyrzucone w błoto - ocenia jedna z pasażerek.

- Stare były dużo lepsze. Niepotrzebnie wydali pieniądze na to - wtóruje jej inny. Trzeba zauważyć, że kosztów nie ponosi miasto - wiaty na swój koszt montuje firma AMS, która będzie czerpać zyski z wieszanych na nich reklam. Ratusz sam wybrał jednak ich projekt.

Ciasno pod wiatą

Ci z Wileńskiego skarżą się też, że - jak na tak ruchliwy węzeł przesiadkowy - miejsca dla pasażerów jest zdecydowanie za mało. - Są przystanki na których są nawet dwie, trzy wiaty, a tu jest jedna. Popołudniami są tu dziesiątki, a nawet setki oczekujących na autobus i nie mają gdzie się schować - zauważa nasz rozmówca.

Wiata przy Wileńskim to tzw. wiata konserwatorska, montowana na obszarach objętych nadzorem konserwatorskim. Poza tym instalowane jest jeszcze dwa rodzaje zadaszeń. Wiaty konkursowe staną w najbardziej reprezentacyjnych i ważnych komunikacyjnie lokalizacjach, a seryjne - w pozostałej części miasta, w centrach dzielnic oraz przy głównych ciągach komunikacyjnych poza ścisłym centrum.

W 2010 roku miasto ogłosiło, że szuka firmy, która wykonałaby i eksploatowała wiaty przystankowe. Zgodnie z założeniami zwycięzca miał wykonać wiaty na własny koszt, miał mu się on zwrócić z wynajmowania powierzchni reklamowych na wiatach. Projekt wyłoniony został w konkursie organizowanym przez miasto w 2006 roku.

Tak wygląda wiata na rondzie ONZ:

Wiata na rondzie ONZ

Odsłonięcie wiaty na rondzie Daszyńskiego:

Odsłonięto nowy przystanek

kś/r

Czytaj także: