Wipler mówił, że w środę najpierw poszedł na kolację z winem, następnie na drinka do jednego z warszawskich lokali.
- Gdy już wychodziłem, zbierałem się do tego by jechać do domu, przed lokalem była awantura, w której nie uczestniczyłem - powiedział. Jak dodał, zauważył, że dzieją się tam "niepokojące" rzeczy, dlatego postanowił interweniować.
Jak twierdzi, widział, że była awantura, ale nie widział, czy byli tam już wówczas policjanci.
"Przewrócono mnie na ziemię, kopano"
Wipler relacjonował, że dosyć szybko użyto wobec niego gazu, przewrócono go na ziemię, kopano w głowę. Następnie, jak twierdzi, skuto go kajdankami i polano go "żrącym środkiem". - Poczułem, że pali mnie całe ciało - powiedział.
- Byłem kopany w krocze, plecy, po nogach. Dosyć szybko przestałem widzieć cokolwiek, dopiero w szpitalu lekarze zidentyfikowali uszkodzenie rogówki - powiedział.
- Cały czas nie miałem pewności, czy są to funkcjonariusze, ochroniarze. Gdy zaczęto mnie bić, wołałem policję - powiedział.
Wipler przekonywał, że został "brutalnie pobity", dlatego zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury.
- Będę wnioskował o postawienie zarzutu przekroczenia uprawnień lub zarzutu pobicia - zapowiedział. - Nie można rozbić jednocześnie uderzając się o krawężnik, łokcia, rąk i twarzy - przekonywał.
db/jk