- Chcemy wspólnie z radnymi wypracować rozwiązanie, które spowoduje, że Warszawa pozbędzie się plastiku - poinformował w ubiegłym tygodniu wiceprezydent Michał Olszewski. Jak wyjaśnił, władze stolicy zamierzają wprowadzić kolejne ograniczenia dotyczące wykorzystania jednorazówek. Dotychczas zakaz ich wykorzystania obowiązuje na terenie urzędu miasta i podlegających mu jednostek. - Chcemy iść o krok dalej - zapowiedział Olszewski.
"Nie chcemy budować systemu nakazowo-zakazowego"
Zgodnie z przepisami przyjętymi przez Parlament Europejski, od 2021 roku we wszystkich państwach członkowskich będzie obowiązywał zakaz sprzedaży jednorazówek, takich jak talerzyki, sztućce, słomki, patyczki do uszu, opakowania na jedzenie na wynos czy foliowe "zrywki" w supermarketach.
Znacznie szybciej takie regulacje postanowili wprowadzić u siebie włodarze Wałbrzycha. Wiosną ubiegłego roku zakaz objął miejskie jednostki i imprezy. Pod koniec stycznia, radni przyjęli uchwałę wprowadzającą kolejne ograniczenia. Na jej mocy wszystkie sklepy na terenie miasta od września będą miały zakaz sprzedaży i udostępniania klientom plastikowych torebek.
- Przyglądamy się, jak zachowa się wojewoda dolnośląski. Zobaczymy, czy nie dopatrzy się błędów. Jeśli będzie tak, że ta uchwała rokuje, będziemy chcieli iść podobnym w podobnym kierunku. Odpowiednie przepisy zostałyby prawdopodobnie wprowadzone w ramach regulaminu utrzymania porządku i czystości w gminach - wyjaśnił Olszewski.
W Polsce nie ma obecnie ustawy, która zakazywałaby wprowadzania takich produktów do obrotu lub wyraźnie dawałaby samorządom kompetencje do regulowania tej kwestii. To sprawia, że uchwały podobne do tej z Wałbrzycha mogą być zaskarżane i uchylane.
Wiceprezydent pytany o to, w jaki sposób władze miasta zamierzają doprowadzić do eliminacji jednorazówek przyznał, że zdaje sobie sprawę z tego, że jest to praca organiczna i najważniejsze jest zadbanie o zmianę postaw. - Ilość odpadów jest wprost zależna od naszych zachowań i zakupów. Czeka nas ciężka praca i duże pieniądze wyłożone na edukację. Nie chcemy budować systemu nakazowo-zakazowego - zastrzegł Olszewski.
Zapowiedział też, że wkrótce do dyrektorów wielu warszawskich szkół trafi specjalny podręcznik, zawierający wskazówki, jak zorganizować funkcjonowanie placówek, by jak najbardziej ograniczyć użycie materiałów z tworzyw sztucznych.
Jak obniżyć opłaty mieszkańcom?
- Wspólnie, jako korporacje samorządowe, wystąpiliśmy w piątek z apelem do ministra klimatu z propozycją, jak obniżyć stawki opłat za odpady dla mieszkańców naszych gmin. Propozycja została złożona w ministerstwie w ramach konsultacji nad rozszerzoną odpowiedzialnością producentów - oznajmił w ubiegłym tygodniu wiceprezydent Michał Olszewski.
Zgodnie z unijną dyrektywą, kraje członkowskie powinny wprowadzić przepisy dotyczące rozszerzonej odpowiedzialności producentów opakowań (organizacje ROP) w połowie roku 2020. Samorządowcy apelują o przyspieszenie prac, bo ich zdaniem cała polityka związana z gospodarką odpadami prowadzona jest na koszt mieszkańców. Uważają też, że jedynym sposobem na obniżenie stawek za wywóz odpadów jest przerzucenie części kosztów na producentów. A dokładniej - kosztów obsługi pojemników, do których trafiają tworzywa sztuczne, papier i szkło.
- Polska jest jednym z ostatnich krajów, który jeszcze nie wprowadził rozszerzonej odpowiedzialności producentów - zaznaczył Olszewski. Wyliczał też, że w Austrii producenci płacą 600 euro za każdą tonę plastiku wprowadzoną do obrotu, z kolei czeskie i słowackie firmy kosztuje to około 200 euro. Tymczasem w Polsce to równowartość około 60 eurocentów.
Autorzy apelu wyliczają też, że przynajmniej jedną trzecią odpadów komunalnych wytwarzanych przez gminy stanowią papier i tektura, szkło, metale, tworzywa sztuczne, odpady wielometariałowe i wielkogabarytowe. Zagospodarowanie tych frakcji kosztuje samorządy około dwóch miliardów złotych rocznie.
"Segregacja się opłaca"
Samorządowcy zaproponowali dwa modele odpowiedzialności producentów. Pierwszy określili jako "pełny", w którym organizacje ROP miałyby zorganizować system zbierania, odbierania i zagospodarowania "kolorowych" frakcji. Odpowiadałyby też za efekty recyklingu. W drugim wariancie, to gminy nadal zajmowałyby się całkowitą organizacją systemu, ale ponosiłyby tylko koszty obsługi frakcji "bio" i "zmieszane". Za resztę otrzymywałyby refundację od organizacji ROP.
Co dałoby przyjęcie takich regulacji? - Mieszkańcy dostaną jasny sygnał, że segregacja się opłaca. Gdy będą wrzucać opakowanie szklane, karton, metalowe czy z tworzywa sztucznego do pojemnika finansowanego przez system odzysku, jasno będzie można zakomunikować, że za to nie płacą. Ponoszą tylko koszt opakowania, kupując dany produkt - stwierdził Olszewski.
- Tylko to jest w stanie przynieść nam ulgę. Im więcej segregujemy, tym mniej trafia do pojemników czarnego i brązowego, tym więcej oszczędzamy - dodał.
Autorka/Autor: Klaudia Kamieniarz
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock