"Stan wyjątkowo nieludzki". Protest przed Pałacem Prezydenckim

Protest na Krakowskim Przedmieściu
"Gdyby to było polskie dziecko, po tym lesie chodziłby szwadron ludzi"
Źródło: TVN24

Kilkadziesiąt osób zebrało się we wtorek przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, aby zamanifestować sprzeciw wobec tego, w jaki sposób traktowani są migranci na polsko-białoruskiej granicy. Podobne protesty zorganizowano również w innych polskich miastach.

Tak zwane milczące protesty w kilkudziesięciu polskich miastach zorganizował Komitet Obrony Demokracji. "Polska, jako państwo, którego granica jest jednocześnie granicą Unii Europejskiej, ma obowiązek ochrony swoich granic. Nikt nie domaga się ich otwarcia. Ale granic nie broni się skazując ludzi na śmierć z wyziębienia. Na terenie naszego kraju zapanował stan wyjątkowo nieludzki. Nie godzimy się na łamanie podstawowych praw człowieka. Wzywamy do ratowania dzieci z Michałowa" - napisali na Facebooku organizatorzy wydarzenia.

Protestujący domagają się "rozwiązania kryzysu humanitarnego" na granicy, a w tym: wpuszczenia na teren objęty stanem wyjątkowym mediów, medyków, prawników, niezależnych obserwatorów oraz organizacji pozarządowych niosących pomoc, przywrócenia dostępu do informacji publicznej, a także przestrzegania przez polski rząd traktatów międzynarodowych, konwencji genewskiej i konwencji praw dziecka.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

"Gdyby to było polskie dziecko, po tym lesie chodziłby szwadron ludzi"

W Warszawie przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu zebrało się kilkadziesiąt osób. - Zorganizowaliśmy jako KOD w całej Polsce 30 podobnych wydarzeń, które mają przypominać o tym, co dzieje się na polskiej granicy, mają protestować przeciwko dehumanizacji, protestować przeciwko temu, co robi nasze państwo. Państwo, które w sposób straszny i karygodny wykonuje swoje obowiązki wbrew wszystkim normom cywilizacyjnym - mówił do zgromadzonych Jacek Wiśniewski z KOD.

- Bardzo chcemy odwrócić całą akcję dehumanizowania uchodźców i ich dzieci przez propagandę PiS. Chcemy pokazać, że dla większości Polaków te dzieci mają znaczenie. Gdyby to było polskie dziecko, po tym lesie chodziłby szwadron ludzi i go szukał - mówiła pani Marta, która protestowała w Warszawie. W dłoniach trzymała wydrukowane ogłoszenie z napisem "Zaginęło dziecko" i podobizną dziewczynki, która kilka dni temu została odesłana sprzed placówki Straży Granicznej w Michałowie do lasu w pasie granicznym. - Tej dziewczynki nikt nie szuka. Ona jest w tej chwili gdzieś w lesie. Jako obywatele się na to nie zgadzamy - powiedziała w rozmowie z TVN24.

Przed Pałacem Prezydenckim protestował również pan Darek, który zwrócił uwagę, że "jesteśmy państwem katolickim". - Jedno z przykazań głosi: "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego". Nie umiemy takiej prostej reguły wprowadzić w życie - stwierdził. - Mówimy, że Europa jest budowana na chrześcijaństwie. Człowieczeństwo i pomoc drugiemu człowiekowi to jest podstawa chrześcijaństwa, powinna też być podstawą naszego zachowania - dodał.

Podobne protesty zorganizowano między innymi w Gdańsku, Katowicach, Koszalinie, Lublinie, Opolu, Poznaniu czy we Wrocławiu.

Migranci zawróceni na granicę

W poniedziałek, 27 września przed placówką Straży Granicznej w Michałowie na Podlasiu przebywało ponad 20 migrantów, w tym kobiety oraz ośmioro dzieci. W środę rzeczniczka Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz przekazała, że wobec migrantów "zastosowano procedurę zgodnie z rozporządzeniem". Zaznaczyła też, że migranci "zostali doprowadzeni do linii granicy i teraz znajdują się na Białorusi".

W piątek Straż Graniczna opublikowała w tej sprawie komunikat. Poinformowano w nim, że w poniedziałek "funkcjonariusze z placówki Straży Granicznej w Michałowie odnaleźli w pasie przygranicznym grupę obywateli Iraku, która nielegalnie przekroczyła granicę państwową". "W związku z tym, że w grupie tej znajdowały się dzieci, funkcjonariusze postanowili przewieźć te osoby do Placówki Straży Granicznej w Michałowie, aby zweryfikować legalność i cel ich pobytu na terytorium naszego kraju" - czytamy.

Jak przekazała SG, "obywatele Iraku, w tym dzieci, otrzymali od funkcjonariuszy Straży Granicznej napoje i jedzenie". Dodano, że "nikt z tych osób nie potrzebował pomocy medycznej i nie zgłaszał, że takiej pomocy oczekuje".

"Funkcjonariusze Straży Granicznej poinformowali cudzoziemców o możliwości złożenia wniosku o pomoc międzynarodową, lecz rodzice dzieci odmówili złożenia takiego wniosku w Polsce. Osoby te były zainteresowane wyłącznie złożeniem wniosku o pomoc międzynarodową w Niemczech" - poinformowała w oświadczeniu Straż Graniczna.

Dodano, że "w związku z powyższą sytuacją, funkcjonariusze Straży Granicznej zawrócili te osoby na linię granicy z Białorusią, tj. państwem, w którym przebywają legalnie".

Czytaj więcej: Co się stało z dziećmi z Michałowa

Czytaj także: