Praskie podwórko stało się areną sąsiedzkiego konfliktu. Przy klubowym zagłębiu od kilku miesięcy działa Serce Miasta, czyli centrum pomocy bezdomnym. Obecność osób czekających na ciepły posiłek i wsparcie nie wszystkim się podoba. Obiekcje zgłasza między innymi właściciel działającego przy 11 Listopada hostelu. - Bezdomność nie idzie w parze ze sztuką, kulturą, biznesem - tłumaczy.
Serce Miasta powstało przy ulicy 11 Listopada na przełomie lutego i marca. Fundacja Fundusz Współpracy wynajęła na rok 215-metrowy lokal należący do miasta. Tuż obok wejścia na podwórko, gdzie w dawnych zabudowaniach Fabryki Wyrobów Gumowych Brage mieści się znane zagłębie klubowe: Skład Butelek, Hydrozagadka i Chmury. Jak mówili przedstawiciele fundacji, początkowo były tam tylko gołe ściany, bez prądu, ogrzewania i wody.
I choć przyszła pandemia, punktu pomocy nie zamknęli. W tym czasie bardziej niż kiedykolwiek pomocy potrzebowali ci, którzy znaleźli się w kryzysie bezdomności. Ze wsparciem przyszli właściciele okolicznych klubów, udostępniając prąd, kuchnię i stoliki. Na podwórku zaczęła ustawiać się długa kolejka potrzebujących ciepłego posiłku, ubrań czy środków higienicznych. Wolontariusze zajęli się organizacją tych najpotrzebniejszych rzeczy, ale przy 11 Listopada można też było skorzystać z porad terapeutów, prawniczki, pracowniczki socjalnej czy pomocy ratownika medycznego.
Okres najsurowszych obostrzeń, gdy większość instytucji i organizacji pomocowych zawiesiła działalność, minął. Ale pomoc trwa. Dwa razy w tygodniu w Sercu Miasta wydawane są posiłki i artykuły pierwszej potrzeby. Wciąż można zasięgnąć porady psychologicznej. W planach jest też remont innej części lokalu, wynajętej, by stworzyć pierwszy w Polsce hostel interwencyjny dla bezdomnych.
"Miejsce wykluczające wspólną egzystencję"
W tym samym podwórku otworzył się w lutym designerski hostel Loft 22. Jego właściciel Andrzej Brodziński wraz z innym przedsiębiorcą Miłoszem Latoszkiem, prowadzącym firmę związaną z branżą filmową, oraz właścicielem galerii sztuki Tomaszem Sikorskim, zajmującymi lokale przy ulicy 11 Listopada 22, postanowili zgłosili obiekcje do działalności społecznej prowadzonej pod tym adresem.
- Pan Brodziński wysłał do prezydenta Rafała Trzaskowskiego pismo w naszej sprawie. Pismo nielegalne, bo podpisywał się tam za całą wspólnotę mieszkaniową. A do nas z tym pismem przyszli członkowie tej wspólnoty i powiedzieli, że się pod tym nie podpisali - twierdzi Lusia Żagałkowicz, która w ramach fundacji Fundusz Współpracy stworzyła Serce Miasta.
Autorzy pisma zaznaczyli, że Serce Miasta "znajduje się w miejscu wykluczającym wspólną egzystencję z mieszkańcami okolicznych wspólnot mieszkaniowych i innymi użytkownikami budynku przy ulicy 11 Listopada 22 oraz prowadzi bezpośrednio do destrukcji branży usługowej w obrębie tego budynku". Ich zdaniem, dzięki pracy przedsiębiorców podwórko stało się praskim zagłębiem kulturalnym, zmieniającym oblicze dzielnicy. "Nie jest bowiem rzeczą naturalną w tworzeniu tkanki miejskiej, by funkcje zgoła tak odmienne, jak twórcza i artystyczna oraz funkcja opieki społecznej były mieszane w tak drastyczny sposób" - napisali.
Zaapelowali też o interwencję władz miasta oraz "uchronienie tej części Warszawy od stopniowej degeneracji, jaka może nastąpić wraz z ulokowaniem w obrębie ulic 11 Listopada i Stalowej tego typu działalności".
"Bezdomność nie idzie w parze ze sztuką, kulturą, biznesem"
Właściciel Loftu 22 przekonuje, że w trakcie półtorarocznego remontu i tuż po nim nie miał świadomości, że w sąsiednim lokalu ruszy działalność społeczna. - Normalnie, jeśli ktoś wprowadza nową działalność na podwórku, to powinniśmy usiąść i porozmawiać. Opowiedzieć, co się będzie w tym miejscu działo i skonsultować to. A oni uważają, że nie mają z kim rozmawiać - mówi tvnwarszawa.pl Andrzej Brodziński.
Podkreśla, że niesienie pomocy bezdomnym jest szczytnym celem i praca wolontariuszy zasługuje na uznanie. Ma jednak konkretne zastrzeżenia. - Miasto przeznaczyło na ten cel złą lokalizację. Tu nie ma zaplecza. Ci bezdomni załatwiają się pod śmietnikiem, nie ma tu podstawowych sanitariatów. Nie wiemy, czy któryś z nich nie ma gruźlicy, HIV, AIDS - zwraca uwagę. W piśmie podnosił też, że są to osoby "niejednokrotnie uzależnione od alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych", "żyjące na pograniczu prawa oraz w braku poszanowania zasad społecznych", przez co na podwórku dochodzi "do aktów zgorszenia".
- Do mojego hostelu przyjeżdża mnóstwo osób z zagranicy. Obok jest studio Miłosza Latoszka i studio Tomasza Sikorskiego. Tu przychodzi mnóstwo osób. Nasi goście nie mogą przejść, bo ci ludzie tłoczą się w bramie od rana - opisuje mężczyzna.
Jego zdaniem miasto posiada inne lokale, które lepiej nadają się do prowadzenia tego typu działalności. - Miasto ma w swoim zasobie pustą szkołę przy Jagiellońskiej, która przeznaczona jest do remontu. W takiej szkole bezdomni mieliby duże powierzchnie, sanitariaty - zauważa. Przyznaje, że w podwórku przy ulicy 11 Listopada powstał "konflikt interesów". - Przecież pomoc bezdomnym można nieść w każdym miejscu, ale ważne, żeby to miejsce nie kolidowało z innymi podmiotami - mówi. - Tutaj nie ma takiej możliwości. To małe podwórko, a bezdomność nie idzie w parze ze sztuką, kulturą, biznesem - ocenia.
Kolejnym zarzutem wobec fundacji jest skala działalności. Zdaniem Brodzińskiego, występowała ona o zgodę na obsługiwanie 25 osób w lokalu, a tymczasem jednego dnia zjawia się 150, a nawet 200 osób, przebywając w tym czasie na podwórku, śmiecąc, hałasując. Przedsiębiorca twierdzi, że nie są przy tym zachowywane normy sanitarne, związane z epidemią COVID-19. Nie podoba mu się, że aktywiści ustawili przenośną toaletę po stronie jego hostelu. - Oni czują się tak, jakby mieli to podwórko na własność - krytykuje.
Boją się o przyszłość, ale snują plany
Prowadzący Serce Miasta aktywiści obawiają się, że mężczyzna doprowadzi do wyrzucenia ich z podwórka przy ulicy 11 Listopada, które, ich zdaniem, chciałby przekształcić w luksusowe miejsce. Czują się zagrożeni, ale jednocześnie zapewniają, że nie dążą do konfliktu. Lusia Żagałkowicz zapowiedziała w czwartek, że wydawanie posiłków na miejscu zostało wstrzymane na rzecz mobilnej akcji. - Postanowiliśmy, że samochodem wyjeżdżamy na pustostany i działki w poszukiwaniu osób, które potrzebują naszego wsparcia. Postaramy się działać w ten sposób do września - zaznacza.
Kobieta odpiera zarzuty Brodzińskiego. Jak podkreśla, sytuacja, w której potrzebujący zajmowali całe podwórko, miała miejsce wyłącznie wiosną, gdy wszystkie kluby, galerie i hostel i tak były zamknięte na cztery spusty. - Biznesy wtedy nie działały, więc uznaliśmy, że tak może być. Faktycznie było tu po 150 osób każdego dnia, bo byli w dużej potrzebie i po prostu nie miał im kto pomóc. Teraz to nie jest prawda. Panowie stoją wzdłuż naszej ściany i są specjalnie wyznaczone osoby z naszych dyżurów, które tej kolejki pilnują. Czasem ktoś z tej kolejki wyjdzie i to jedyny moment, kiedy w niej nie stoi, za chwilę jest dyscyplinowany - zapewnia Żagałkowicz.
Dodaje też, że poza wtorkami i czwartkami, gdy wydawane były posiłki, osoby przychodzące do specjalistów wchodziły do ich lokalu, a gdy nie wystarczało miejsca, korzystano z pomieszczeń Hydrozagadki i Chmur, które potem miały być dezynfekowane. Jak zaznacza, kilkukrotnie dezynfekowane było też całe podwórko.
Fundacja zamierza odejść od wydawania na miejscu posiłków i odzieży na rzecz szerszej działalności, która obejmie edukację i aktywizację zawodową.
- Teraz skupiamy się na hostelu. Chcemy ożywić debatę publiczną na ten temat. To będzie pierwszy hostel kryzysowy dla osób bardzo młodych albo 70 plus w kryzysie bezdomności. Jak przyjdzie zima, to oni po prostu zginą na ulicy bez naszej pomocy. Chcemy ich zabezpieczyć. Właśnie zaczynamy remont i będziemy skupiać się na specjalistycznej pomocy. Będą tam psychologowie, prawnicy, medycy - wylicza Żagałkowicz. Fundacja zawarła już trzyletnią umowę z miastem na wynajem przestrzeni pod hostel. Twierdzi też, że odbyła na ten temat rozmowę z Andrzejem Brodzińskim. - Powiedział, że to w porządku, że jest z nami i ufa nam. Po czym na drugi dzień wysłał to pismo. On nas ewidentnie oszukał - zarzuca.
"Nie możemy blokować takich inicjatyw"
Protest w sprawie Serca Miasta jest adresowany do prezydenta Warszawy oraz do władz Pragi Północ. Ale, jak informuje rzeczniczka ratusza Karolina Gałecka, do urzędników nie wpłynęła dotychczas żadna oficjalna skarga ze strony właściciela hostelu. - Działalność wolontariacka prowadzona pod adresem 11 Listopada 22 to inicjatywa prywatna realizowana przez społeczników. My ze swojej strony wyślemy tam miejskich streetworkerów, aby sprawdzili, czy wolontariusze nie potrzebują wsparcia w zakresie pomocy osobom bezdomnym - zapowiada Gałecka.
Pismo otrzymali już przedstawiciele północnopraskiego urzędu dzielnicy. Jego rzeczniczka Karolina Jakobsche przekazała, że urzędnicy przyjrzą się tej sprawie, ale jest za wcześnie, by informować, czy i jakie kroki zostaną podjęte - Sprawa będzie omawiana z Zakładem Gospodarowania Nieruchomościami na najbliższym zarządzie dzielnicy - podsumowuje.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl