To bardzo dobra informacja dla pacjentów, bo skróci się czas od momentu udzielenia pomocy do czasu przyjęcia na Szpitalny Oddział Ratunkowy, jednak pojawia się też małe zagrożenie – ocenia zmienione zasady przyjęć do Szpitala Narodowego rzecznik stołecznego pogotowia. Jego zdaniem już teraz ratownicy są przeciążeni, a przez zmienione zasady mogą dostawać więcej zleceń.
We wtorek zmienił się system przyjęć pacjentów do Szpitala Narodowego. Aby pacjent mógł trafić do tej placówki, nie musi być zawsze kierowany tam przez szpital stacjonarny. Zmiana ma usprawnić działania przepełnionych SOR-ów.
- Jesteśmy za tym, żeby takie SOR-y powstały nie tylko na Szpitalu Narodowym, ale we wszystkich szpitalach tymczasowych w Polsce. To rzeczywiście usprawnia naszą pracę, a przede wszystkim to bardzo dobra informacja dla pacjentów, bo skróci się czas od momentu udzielenia pomocy do czasu przyjęcia na SOR – zauważył rzecznik stołecznego pogotowia Piotr Owczarski w rozmowie z reporterką TVN24.
Przypomniał też, jakie zasady przyjęć panowały wcześniej: - Jeśli na przykład pacjent, który był już przyjęty do szpitala covidowego, miał być odesłany do Szpitala Narodowego, musiał przejść wszystkie niezbędne badania kwalifikujące go do przyjęcia na Narodowy. My byliśmy dysponowani, żeby takiego pacjenta odebrać i czekaliśmy pod szpitalem, aż przeszedł wszystkie badania. Jeśli wynik był pozytywny, to taki pacjent był przekazywany do Szpitala Narodowego.
Jak zaznaczył, zdarzały się sytuacje, że karetka czekała na pacjenta przed szpitalem nawet pięć godzin.
Korzyść dla pacjentów, zagrożenie dla ratowników
Zdaniem Owczarskiego poprawi się też dostępność zespołów ratownictwa medycznego. - W momencie gdy mamy około 800 wyjazdów na dobę, możemy obsłużyć znaczną liczbę pacjentów. Co też nie jest bez znaczenia, jeśli 30 do 40 procent naszych dobowych interwencji dotyczy zakażeń COVID-19 – podał rzecznik.
Jednak widzi też potencjalne zagrożenia w związku ze zmianą systemu przyjęć. - Ratownicy są przeciążeni swoją pracą. Te zespoły są w nieustannym ruchu i jeśli ten system będzie działał szybciej, to tych wyjazdów ratownicy otrzymają jeszcze więcej, co oznacza, że ta sama grupa ludzi w tym samym czasie będzie musiała obsłużyć jeszcze więcej pacjentów – wyjaśnił rozmówca TVN24.
- Walczymy z pandemią od roku i cały czas pracujemy na wysokich obrotach. Społeczeństwo miało momenty wytchnienia, lockdowny były znoszone, a u nas ten system pracy jest ciągle taki sam. Teraz tych wyjazdów jest znacznie więcej i ludzie pracują w długich godzinach – są to dyżury minimum 12- i 24-godzinne. Po wprowadzeniu nowego systemu te zespoły będą realizowały więcej wyjazdów – tłumaczył.
"Będziemy polegać na decyzyjności pracowników zespołu wyjazdowego"
Awaryjna procedura przyjmowania pacjentów do Szpitala Narodowego funkcjonuje od wtorku. - W sytuacjach wyjątkowych, kiedy zespół wyjazdowy obserwuje, że na podjeździe pod SOR stoją już karetki, a stan pacjenta się pogarsza, zespół może wykonać telefon do centrum koordynacji szpitala tymczasowego. Wtedy centrum koordynacji podejmuje decyzję o ewentualnym przyjeździe tego zespołu bez pobytu pacjenta na SOR – mówiła we wtorek Iwona Sołtys, rzeczniczka szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym.
Podkreśliła, że w dalszym ciągu podstawą systemu pozostają szpitalne oddziały ratunkowe. - Pozostajemy przy tym, że to SOR-y delegują pacjentów do szpitali stacjonarnych czy tymczasowych. Niemniej jednak, dbając o życie i zdrowie pacjentów, zespół szpitala tymczasowego jest otwarty na to, że takie sytuacje mogą się zdarzyć – przekazała.
Jak duża musi być kolejka karetek na SOR, aby pacjent mógł trafić bezpośrednio do szpitala tymczasowego? Sołtys poinformowała, że takiej procedury nie ustalono. - Będziemy polegać na decyzyjności pracowników zespołu wyjazdowego, ich wiedzy na temat stanu pacjenta, którego wiozą – uzupełniła.
Źródło: tvnwarszawa.pl, TVN24