Pogoń, dotychczasowy lider, zaliczyła w piątek wpadkę w Krakowie, gdzie zawstydziła ją przegrywająca ostatnio wszystko i ze wszystkimi Wisła.
Legia do upragnionego fotela lidera potrzebowała zwycięstwa. Zadanie pozornie nieskomplikowane, bo u siebie stała się piekielnie silna. Wiedzą coś o tym Korona, Górnik czy Wisła Kraków, którym nastrzelała w sumie 16 goli.
Niezgoda i Kante zdali egzamin
I faktycznie wszystko układało się po myśli legionistów. Na bardzo szczelnie ustawioną obronę Wisły znaleźli receptę po 22 minutach. Wystarczyło przyspieszyć i błyskawicznie wymienić piłkę. Michał Karbownik podał do Jose Kante, ten oddał do Niezgody i było 1:0.
Minęło pięć minut i gospodarze cieszyli się kolejny raz. Znów błysnął Niezgoda, który wziął na siebie obrońców, oddał piłkę Kante, a ten zrobił, co do niego należało. Tych dwóch napastników zagrało pierwszy raz od początku i egzamin wyszedł pomyślnie. 2:0 i koniec meczu? Tak się wydawało. Tymczasem legioniści sami skomplikowali sobie sytuację.
Furman strzelił i się nie cieszył
Domagoj Antolić w polu karnym nadepnął na stopę Giorgiego Merebaszwilego. Sędzia wspomógł się technologią VAR i nie miał wyjścia: to musiał być rzut karny. Na gola zamienił go Dominik Furman, kapitan Wisły i wychowanek Legii. Była 35. minuta.
Na więcej płockiej drużyny nie było jednak stać. W drugiej połowie legioniści kontrolowali grę. Szalał Kante, a słupek obił Niezgoda. Kwadrans przed końcem ten drugi postawił kropkę nad i. Strzelił głową i dał Legii piąte z rzędu zwycięstwo u siebie i pierwsze miejsce w tabeli. Warszawski zespół ma 38 punktów i o trzy wyprzedza drugą Pogoń, a o cztery - Śląsk. Wisła Płock zanotowała szósty mecz bez wygranej.
Autorka/Autor: twis/pm
Źródło: eurosport.pl