Wyremontowana pięć lat temu trasa kolejowa Warszawa-Gdańsk zaczęła się sypać. Żeby nie doszło do wypadku, pociągi muszą zwolnić ze 160 do nawet 10 kilometrów na godzinę dopóki nie zostanie przeprowadzony kolejny remont. Kolejarze nie czują się winni, a trasa jest już po gwarancji. Materiał magazynu "Polska i świat".
Nasyp zaczął osiadać w kilku miejscach na odcinku Mleczewo-Susz. Przez wymuszone zwalnianie pociągów podróż na trasie Warszawa-Gdańsk wydłużyła się o kilka minut.
- Trzeba wykonać prace zabezpieczające dlatego, że nasypy, które były wykonane, nie pracują już właściwie. Stwierdzono konieczność wzmocnienia tych nasypów ze względu na miejsca trudne w gruncie - wyjaśnia Mirosław Siemienic z PKP Polskie Linie Kolejowe.
Sprawdzić, co pod ziemią
- Nie powinno tak być. Generalnie zakłada się, że modernizację robi się na okres 20-30 lat - zauważa dr Michał Wolański z Katedry Transportu Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
- Nie jest to normalna sytuacja, a zważywszy na fakt, że dotyczy to odcinka ponad jednego kilometra, jest to po prostu niewykonanie prawidłowo, prawdopodobnie badań geotechnicznych - zgadza się Jan Jakiel, ekspert ds. transportu z SISKOM.
Zdaniem Jana Jakiela, "prawdopodobnie odwierty zostały wykonane zbyt płytko i nie zebrano w pełni wystarczającej informacji na temat stanu podłoża". - Prawdopodobnie w podłożu zalegają jakiejś grunty, które nie mają wystarczającej nośności i z tego też względu nastąpiło osiadanie całego nasypu - mówi.
Dla doktora Michała Wolańskiego z SGH, sprawa jest prosta. Zanim zacznie się każdą inwestycję, trzeba dokładnie sprawdzić, co jest pod ziemią. To elementarz dla każdego inżyniera. - To determinuje technologię, a jednocześnie tego nie da się sprawdzić w sposób łatwy. U nas tych badań robi się niestety dla oszczędności bardzo mało i potem oszczędności się mszczą - twierdzi.
Miało być dobrze
Kolejarze nie czują się winni. - Zasady, które były wówczas określone w przetargu, zostały zrealizowane zarówno przez projektanta jak i przez wykonawcę - zapewnia Mirosław Siemienic z PKP Polskie Linie Kolejowe. - Prace zostały odebrane. Wszystko wskazywało na to, że obiekty, na których znajdują się tory, będą zachowywały się właściwie - przekonuje.
Okazało się inaczej. Prace są już po gwarancji. Kolejarze sami muszą więc wyciągnąć z kasy 66 milionów złotych na naprawę. Zmienili już jednak zasady prowadzenia inwestycji. - Obecnie projekty, które są zlecane, przewidują bardziej dokładne, bardziej szczegółowe badania już na wstępnym etapie i również dodatkowe badania gruntu, jeśli są sytuacje, które tego wymagają - mówi Mirosław Siemienic.
Robotnicy szykują się do naprawy. Remont trasy ma potrwać do czerwca przyszłego roku.
Łukasz Wieczorek, TVN24
mm/adso