Pirat drogowy, który w złotym lexusie szalał po ulicach Warszawy, wyszedł z aresztu. Sąd uznał, że wobec Macieja P. wystarczą dozór policyjny i zakaz wsiadania za kierownicę.
W połowie września informowaliśmy o akcie oskarżenia dla Macieja P. – kierowcy, który "zasłynął" niebezpieczną jazdą po stolicy. Wówczas śledczy podawali, że mężczyzna od 25 marca przebywa w areszcie.
Dozór, 20 tysięcy, zakaz prowadzenia
Teraz okazało się, że tego samego dnia, kiedy pirat został oskarżony, Sąd Rejonowy dla Warszawy - Mokotowa zdecydował, że będzie on mógł opuścić areszt.
Jak poinformowało nas biuro prasowe sądu okręgowego, P. musiał wpłacić 20 tysięcy złotych poręczenia. Ponadto, wobec oskarżonego zastosowanodozór policyjny z obowiązkiem pojawiania się na komisariacie raz w tygodniu oraz "zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych".
Biuro prasowe sądu nie odpowiedziało nam na pytania jakie były przesłanki do podjęcia takiej decyzji.
Nie pierwszy konflikt z wymiarem sprawiedliwości
Przypomnijmy, mężczyzna w marcu usłyszał cztery zarzuty. Po pierwsze za to, że nie zatrzymał się do policyjnej kontroli. Kolejne trzy zarzuty dotyczą narażenia pieszych na niebezpieczeństwo. Jak informował Łukasz Łapczyński z prokuratury, P. pędził z taką prędkością po chodnikach, że piesi zmuszeni byli do "podjęcia reakcji obronnych w celu uniknięcia potrącenia przez pojazd kierowany przez oskarżonego".
Nie było to pierwsze spotkanie Macieja P. z wymiarem sprawiedliwości. Innych kierowców i pieszych straszył już w 2016 roku prowadząc chevroleta.
Na Kontakt 24 dostaliśmy nagranie, na którym widać srebrne auto jadące pod prąd ulicą Towarową. Tego dnia P. spowodował kilka kolizji. Policja zatrzymała mu prawo jazdy, mimo to, tego samego dnia znów wsiadł "za kółko". Po północy spowodował dwie kolizje na Wale Miedzeszyńskim, uderzył w inny samochód na Żurawiej, zderzył się z dwoma autami na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej z aleją Jana Pawła II. I pojechał dalej. Na ulicy Pułkowej spowodował wypadek, w którym lekko ranna została jedna osoba. Wówczas usłyszał zarzuty, ale aktu oskarżenia nie było, ponieważ biegli stwierdzili, że był niepoczytalny.
W tym wypadku specjaliści dostarczyli śledczym inną opinię. Uznali, że P. był "w stanie ograniczonej poczytalności", co pozwala na postawienie go przed sądem.
kz/ran/b
Źródło zdjęcia głównego: ksp