Na kilkunastu warszawskich ulicach można legalnie jeździć rowerem pod prąd. Jest też kilkanaście dróg, na których wytyczono osobne ścieżki rowerowe w przeciwnym kierunku. Postanowiliśmy sprawdzić, czy te rozwiązania są bezpieczne.
Pierwsze jezdnie z kontraruchem pojawiły się w Warszawie w październiku ubiegłego roku. To głównie lokalne uliczki na Starej Ochocie i w Ursusie, ale na liście znajdują się także Wiejska i Podwale w Śródmieściu czy Orszady na granicy Ursynowa i Wilanowa. Wprowadzenie tego rozwiązania umożliwiła nowelizacja przepisów ruchu drogowego przez ministerstwo infrastruktury i rozwoju. Wcześniej były rozbieżności w interpretacji prawa. W Gdańsku czy Radomiu robiono to śmielej i stosowano na mocy starych zasad. Ale stolica była bardziej zachowawcza i zaczekała na nowelizację.
Czym jest kontraruch w praktyce? Przed znakiem zakazu wjazdu w drogę jednokierunkową instaluje się tabliczkę z krótkim tekstem "Nie dotyczy rowerów". Towarzyszy jej (opcjonalnie) odpowiednie oznakowanie poziome. To wystarczy, aby na dwóch kółkach można było jechać wzdłuż krawężnika pod prąd, zachowując ostrożność przy wymijaniu aut.
To rozwiązanie o wiele tańsze i prostsze w realizacji niż kontrapas rowerowy, czyli wydzielony z jezdni pas przeznaczony wyłącznie dla cyklistów (często pomalowany na czerwono).
Niepotrzebny strach
Wprowadzeniu obu tych udogodnień dla rowerzystów towarzyszyło sporo emocji. - To jest tylko i wyłącznie zagrożenie – mówił jeden z rozmówców TVN24. Sceptyków nie brakowało także wśród samych rowerzystów. Obawiano się o bezpieczeństwo. Jak pokazują statystyki, po które zgłosiliśmy się do Komendy Stołecznej Policji, niesłusznie.
Na 13 ulicach z kontraruchem, o które zapytaliśmy, od początku stycznia do końca sierpnia doszło do trzech zdarzeń drogowych z udziałem rowerzystów – po jednej na Spiskiej, Sękocińskiej i Wiejskiej. Przy czym tylko na tej ostatniej jedna osoba została ranna, w dwóch pozostałych obyło się bez karetki.
Z danych wynika, że także na kontrapasach jest bezpiecznie. Na dziewięciu ulicach z naszej listy w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy doszło do pięciu kolizji, z czego trzech na Mokotowskiej. Dwie pozostałe miały miejsce na Nowowiejskiej i Targowej.
Podsumowując, na 22 ulicach, które sprawdziliśmy, doszło do siedmiu kolizji i jednego wypadku, jedna osoba została ranna, nikt nie zginął.
Dogonić Radom
- Te statystyki mnie nie dziwią. Gdyby było inaczej, byłby to pierwszy taki przypadek w historii. To rozwiązanie powszechnie stosowane w wielu cywilizowanych krajach Europy, ale znane także w Polsce, np. w Radomiu. Cieszę się, że włodarze Warszawy poszli wreszcie w kierunku rozsądku – komentuje Witek Smolik z Warszawskiej Masy Krytycznej.
Radom rzeczywiście zaczął z przytupem - w 2014 roku zdecydował się dopuścić jazdę na jednośladzie pod prąd na 52 ulicach, wszystkich jednokierunkowych.
Smolik dodaje, że cykliści będą zabiegać o wytyczanie kontraruchu na kolejnych ulicach. - Nie wszędzie da się wprowadzić odizolowane od jezdni drogi dla rowerów. Dlatego uważamy, że należy stosować to rozwiązanie, szczególnie na małych uliczkach, gdzie ruch jest niewielki – dodaje.
Wszystko wskazuje na to, że drogowcy myślą podobnie. Mikołaj Pieńkos z biura prasowego Zarządu Dróg Miejskich poinformował nas, że w opracowaniu są projekty ok. stu kolejnych ulic z kontraruchem lub kontrapasami.
Zobacz archiwalny materiał o kontraruchu rowerowym:
Piotr Bakalarski
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl