Hanna Gronkiewicz-Waltz zasugerowała w piątkowych "Faktach po Faktach" w TVN24, że z reprywatyzacją Chmielnej 70 mogły mieć związek służby specjalne. - Czasami zastanawiam się nawet, że może to była pułapka na mnie - skomentowała prezydent stolicy.
Słowa padły we fragmencie rozmowy dotyczącym byłego pracownika Biura Gospodarki Nieruchomościami Krzysztofa Śledziewskiego, którego Gronkiewicz-Waltz zwolniła dyscyplinarnie. Przypomnijmy, Śledziewski był jedną z osób odpowiedzialnych za przygotowanie dokumentacji przed reprywatyzacją słynnej działki na placu Defilad (dawna Chmielna 70). Był też pierwszym świadkiem komisji weryfikacyjnej. Jego zeznania obciążyły prezydent stolicy.
"Życzliwie potraktowany przez komisję"
- Przygotował wszystkie decyzje na placu Defilad, a później okazuje się, mówił, że był jakimś małym pionkiem - mówiła w "Faktach po Faktach" Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Zwróciła również uwagę, że Śledziewski "został bardzo życzliwie potraktowany przez komisję i nigdy więcej przed nią nie stanął". Prezydent stolicy poskreślała, że urzędnik był wysoko oceniany przez przełożonego - Marcina Bajkę, dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami. - Dostawał największe nagrody - stwierdziła.
- Czasami się zastanawiam nawet, że może to była pułapka na mnie - stwierdziła Gronkiewicz-Waltz.
- Czyja pułapka? - dopytywał prowadzący program Piotr Marciniak.
- Służb. Coraz więcej osób tak mi mówi - odpowiedziała Gronkiewicz Waltz.
- Jakich służb? Wtedy Platforma była u władzy - zauważył Marciniak.
- Jak widać, skoro nagrano polityków Platformy, to znaczy, że te służby działały sobie luzem - powiedziała prezydent Warszawy i dodała, że według niektórych osób, w ratuszu pracuje "więcej osób ze służb".
"Służby powinny mnie informować"
Prowadzący przypomniał wtedy, że to właśnie Śledziewski został wyznaczony jako osoba, która w razie jakichkolwiek wątpliwości związanych z reprywatyzacją, powinna powiadomić ABW. Nie wiadomo, czy z tego uprawnienia kiedykolwiek skorzystał.- Do mnie żadnych nieprawidłowości nie zgłaszał, szef ABW mi o tym nie mówił, ale zakładałam, że skoro szef Biura tak mówi, to tak jest. Bo ja nie jestem ze służb, służby powinny mnie informować, a nie ja szukać kontaktu ze służbami - skwitowała.
Prezydent stolicy przypomniała, że Śledziewski był w posiadaniu kluczowego dokumentu dotyczącego Chmielnej 70. - Kłamał przed komisją, złożyłam zawiadomienie do prokuratury, że składał fałszywe zeznania. Jeśli chodzi o rzeczy schowane w biurku, to sam w notatce z 4 lipca 2016 roku przyznał się, że o nich nieświadomie zapomniał. Ta notatka jest w komputerze - mówiła Gronkiewicz-Waltz. - Dokument dostaliśmy w ten sposób, że moja rzeczniczka wyciągnęła go z Ministerstwa Finansów - podsumowała.
ZOBACZ CAŁE WYDANIE PIĄTKOWYCH "FAKTÓW PO FAKTACH"
kz/b