Statystyka utonięć tego lata rośnie w nieubłaganym tempie. W ciągu 23 dni czerwca w wodzie zginęło już 85 osób. W całym kraju stowarzyszenia ratowników wodnych mierzą się z problemami finansowymi i kadrowymi. Nad niektórymi kąpieliskami zwyczajnie brakuje osób, które mogłyby zapewnić bezpieczeństwo plażowiczom.
W przypadku Stołecznego WOPR dochodzi jeszcze poważniejszy kłopot - brak siedziby bezpośrednio nad rzeką. Ratownicy od lat stacjonują na Mokotowie. Jeśli dostaną wezwanie, że coś dzieje się na Wiśle, potrzebują co najmniej 10 minut, by dotrzeć do brzegu. A w sytuacji, gdy chodzi o ratowanie człowieka, który znalazł się pod wodą, każda sekunda jest na wagę złota.
Projekt bazy jest, brakuje pieniędzy
- Marzyłoby nam się, by Stołeczne WOPR funkcjonowało 24 godziny na dobę w bazie nad Wisłą. Mamy piękny projekt bazy. Mamy zgodę na warunki zabudowy i wyznaczone miejsce w Porcie Czerniakowskim - mówi Paweł Błasiak, prezes Stołecznego WOPR.
Projekt powstał jakiś czas temu. Za darmo przygotowała go pracownia APA Wojciechowski. Do 23 czerwca można było go zobaczyć na wystawie "Plany na przyszłość. Architektura Warszawy w projektach" w Zodiaku. Jego realizacja kosztowałoby prawdopodobnie kilka milionów złotych.
- Marzy nam się, by służba ratownicza była w pełni zawodowa. By ratownicy mogli nie tylko realizować swoje pasje, ale i pracować. Moglibyśmy w tym ośrodku edukować młodzież, czego akurat nikt nie robi w tym kierunku nad Wisłą. Chcielibyśmy działać na rzecz Warszawy - zaznacza Błasiak. I dodaje, że ratownicy oczekują "pozytywnego spojrzenia i zrozumienia" ze strony władz miasta. - Aby ratownictwo na wodzie funkcjonowało i aby organizacja pozarządowa realizowała swoje cele, potrzebne są pewne środki. Potrzebna jest pomoc w budowie naszej bazy. Chcielibyśmy wybudować ją we współpracy z miastem - dodaje.
Działka, na której miałaby powstać siedziba Stołecznego WOPR, znajduje się przy ulicy Solec. Teren należy do miasta. Ratownicy starali się o jego dzierżawę na 35 lat, jak na razie nieskutecznie.
"Możemy, ale nie musimy"
Dlatego do budowy daleka droga. - Jako samorząd możemy wesprzeć takie działania, natomiast nie musimy - zaznacza Magdalena Łań z biura prasowego urzędu miasta.
Przypomnijmy, że w ciągu ostatnich trzech lat Stołeczne WOPR otrzymało od miasta 600 tysięcy złotych dofinansowania w ramach konkursu organizowanego przez Centrum Komunikacji Społecznej.Jak tłumaczy Łań, tuż po jego rozstrzygnięciu w 2016 roku, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji opublikowało wyniki kontroli w Stołecznym WOPR. - Ministerstwo bardzo negatywnie oceniło pracę SWOPR-u. Do tego stopnia, że musieliśmy się nad tym zastanowić - przyznaje.
Przy wszystkich wątpliwościach miasto respektowało ustalenia trzyletniego konkursu i nie cofnęło dotacji. Ostatnia transza wpłynęła na konto stowarzyszenia w 2018 roku. Potem finansowy kurek zakręcono. - Jednak musieliśmy wziąć pod uwagę zamieszczone tam uwagi - twierdzi nasza rozmówczyni.
W efekcie nowego konkursu nie rozpisano, a ratownicy musieli szukać innych źródeł finansowania.
Łań pytana o ewentualne uczestnictwo miasta w budowie bazy ratowników nad Wisłą przytacza fragment protokołu kontroli MSWiA. - Jednym z ostatnich punktów było to, że SWOPR nie posiada nawet udokumentowanego tytułu prawnego do siedziby. Jesteśmy zatem przy literze A, która jest nie bardzo wyjaśniona. Co mówić o literze Z, czyli budowie bardzo drogiego budynku? - pyta.
Przekonuje też, że finansowanie takich organizacji jak Stołeczne WOPR należy do zadań wojewody.
"Wisła nie jest kąpieliskiem"
Bez miejskich pieniędzy Stołecznego WOPR zabrakło nad Wisłą. Ratownicy musieli zlikwidować stały wakacyjny punkt na Poniatówce. Ale nie zniknęli całkiem znad rzeki. - Jest też mniej patroli, mniej łódek. Pracujemy w bardziej ograniczonym wymiarze - mówi Błasiak.
Co na to ratusz? - W Wiśle nie można się kąpać. Wobec tego ratownik stale obecny na brzegu nie ma racji bytu, bo Wisła nie jest kąpieliskiem - odpowiada Łań.
- Obciążanie samorządu, że tylko po naszej stronie leży wina, że oni (ratownicy wodni - red.) nie mogą ratować ludzi, jest błędnym założeniem. Nie zostawiamy warszawiaków bez opieki. Ratuje ich policja i strażacy. Takie akcje ze wsparciem bardzo nowoczesnego sprzętu kupionego za pieniądze miejskie, są dokonywane - mówi.
Miasto płaci także za patrole ponadnormatywne policji i nadgodziny strażaków w ramach zapewniania bezpieczeństwa nad wodą.
Brak miejskiego dofinansowania nie oznacza jednak, że działania Stołecznego WOPR zostały całkowicie sparaliżowane. W ubiegłym tygodniu ratownicy otrzymali 85 tysięcy złotych dotacji od wojewody mazowieckiego. Finansowo wspiera ich też urząd marszałkowski. - W ramach tych dofinansowań będziemy jakoś te dziury łatać i próbować działać, przynajmniej w sezonie letnim - zapowiada Błasiak.
Kto finansuje działania WOPR?
Z wyliczeń prezesa Stołecznego WOPR wynika, że koszt funkcjonowania rocznego z 24-godzinnym dyżurem na Wiśle to około 1,1-1,3 miliona złotych. Oprócz utrzymania bazy, dyżurów oraz szkolenia ratowników stowarzyszenie płaci też za działalność numeru alarmowego 984.
Zgodnie ze statutem Stołeczne WOPR finansowane jest z kilku źródeł. Na majątek stowarzyszenia składają się wpisowe i składki członkowskie, dochody własne, dotacje i subwencje, darowizny, nawiązki, zapisy, spadki, wpływy z działalności statutowej i ofiarności publicznej.
W Polsce nie ma wypracowanego jednego modelu finansowania ratownictwa wodnego. W ramach konkursów wpierać je mogą zarówno MSWiA, jak i urzędy wojewódzkie i marszałkowskie, starostwa powiatowe, urzędy miast i gmin. Pieniądze te zwykle nie wystarczają na zapewnienie ciągłego funkcjonowania, dlatego WOPR pozyskuje też środki od sponsorów i darczyńców.
Projekt siedziby Stołecznego WOPR
kk/b