Ponad 830 tysięcy złotych zarobiło dziewięciu śródmiejskich radnych Platformy na stanowiskach opłacanych z publicznych pieniędzy. Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, które opublikowało dane twierdzi, że dawanie radnym posad w państwowych instytucjach to "kupowanie ich lojalności". - Nie zgadzam się z tym. Każdy z radnych wykonuje swój mandat na osobistą odpowiedzialność - odpowiada sekretarz PO.
Aktywiści z MJN uderzyli w śródmiejską Platformę Obywatelską, z której przedstawicielami będą rywalizować podczas niedzielnych wyborów samorządowych. Opublikowali dane tych dzielnicowych samorządowców, którzy pracują na stanowiskach opłacanych z publicznych pieniędzy.
"To kupowanie lojalności"
- Aż dziewięciu (na 13 – red.) jest zatrudnionych w sektorze publicznym lub pracuje z fundacjach żyjących z dotacji publicznych – twierdzi Jan Śpiewak, lider Miasto Jest Nasze. - W momencie, kiedy zostaje się radnym trzeba zrezygnować z dodatkowych posad opłacanych z publicznych pieniędzy - dodaje.
O których radnych chodzi? Marcin Rolnik pracuje w Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji w ubiegłym roku zarobił tam 254 tysiące złotych. W Ministerstwie Kultury pracuje Krzysztof Pietrzykowski i zarobił 111 tysięcy złotych.
Kolejni zatrudnienia na publicznych stanowiskach to: Daniel Łaga – Wojewódzki Urząd Pracy (86 tysięcy złotych); Grzegorz Rogólski – Fundacja Centrum Promocji Miast (83 tysiące złotych); Agnieszka Gierzyńska-Kierwińska – Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji (73 tysiące złotych); Hubert Aszyk – Gminna Gospodarka Komunalna Ochota (72 tysiące złotych); Paweł Martofel – urząd marszałkowski (67 tysięcy złotych); Małgorzata Żebrowska – ośrodek sportu (44 tysiące złotych) oraz Agnieszka Grudziąż – urząd marszałkowski (40 tysięcy złotych).
Zdaniem Śpiewaka, kariera takich radnych zależy od Platformy Obywatelskiej. - To kupowanie lojalności radnych. Dzięki temu przy głosowaniach czy ogólnie w pracy jako radni postępują zgodnie z zaleceniami partii – twierdzi przedstawiciel Miasto Jest Nasze.
Nie zgadza się tym Jarosław Szostakowski, sekretarz warszawskiej PO. – Wiele osób w urzędach czy innych publicznych jednostkach pracowało jeszcze przed wyborem na radnych. Nie zgadzam się z tym, że to jest kupowanie lojalności. Każdy z radnych wykonuje swój mandat na osobistą odpowiedzialność – twierdzi Szostakowski.
Inne partie też dają posady
Sprawa dotyczy nie tylko Platformy Obywatelskiej, ale również innych partii mających swoich radnych w stołecznych dzielnicach. Sprawdziliśmy to w Biuletynie Informacji Publicznej.
We Włochach rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Radny tej partii Juliusz Kostrzewski pracuje w Zakładzie Gospodarowania Nieruchomościami na Woli (zarobił 84 tysiące złotych), a jego kolega partyjny Sławomir Sosnowski jest inspektorem w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego (36 tysięcy złotych).
W ośrodku sportu Włochy pracuje jako specjalista radny PiS z Bielan Jan Zaniewski (zarobił 60 tysięcy złotych w 2013 roku).
Publiczne posady mają też radni Ursynowa: Tomasz Sieradz( PO) jest dyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Pracy (136 tysięcy złotych), a Ryszard Zięciak(PO) dyrektorem Mazowieckiego Zarządu Nieruchomości (117 tysięcy złotych). Radny PiS Wojciech Zabłocki jest specjalistą w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (57 tysięcy złotych).
Prawo zakazuje łączenia mandatu radnego z pracą w urzędach czy innych jednostkach publicznych tylko w niektórych przypadkach np. pracy w urzędzie gminy lub kierowania gminną jednostką organizacyjną, w której uzyskał mandat.
bf//ec
Źródło zdjęcia głównego: www.zaradni.miastojestnasze.org