W rozmowie z dziennikarzami mówił o sprawie dawnej Chmielnej 70 i kontrowersjach z tym związanymi.
Majewski przekonuje, że czuje się pokrzywdzony i nastąpiła na niego gigantyczna medialna nagonka - Na co dzień mieszana jest moja funkcja samorządowa z moją działalnością prywatną, która jest zgodna z prawem. To jest dla mnie bardzo krzywdzące. I świadczy o ataku na fundamenty prawa do obrony. A nie dlatego, że się obrony różnych ludzi podejmuję. Od tego jestem – stwierdził Majewski.
"Czas przeciąć falę spekulacji"
Mecenas nie ma sobie nic do zarzucenia. Dodaje, że działa w zaufaniu do prawa i organów państwowych.
- Jeśli ktoś twierdzi, że złamałem prawo - niech to udowodni. Cała sprawa eskalowała jednak do ogromnych rozmiarów, dla mediów to główny temat. Stąd też decyzję NRA przyjmuję ze zrozumieniem. I dlatego też dotąd nie chciałem wypowiadać się publicznie, a teraz siedzimy i rozmawiamy. Bo czas przeciąć falę spekulacji na temat zarówno transakcji, jak i mojego działania – mówi w wywiadzie.
Majewski twierdzi, że miał szereg wątpliwości w sprawie przejmowania działki przy Pałacu Kultury i Nauki.
- Nabycie działki w celu późniejszej budowy na tym gruncie wieżowca to bardzo niepewna inwestycja. Zależy bowiem od wielu następujących po sobie czynników, a gdy zabraknie jednego elementu - wydane do tej pory pieniądze można stracić. Przekaz, z którego wynika, że 5 października nabywam roszczenia, a 16 października mam działkę wartą - jak podają media - od 120 do 160 mln zł jest kłamliwy. Prawda jest taka, że 27 września mam kawałek trawnika, z którym nic nie mogę zrobić. Łącznie roszczenie dotyczyło przecież niewiele ponad 1400 mkw. A żeby budować - trzeba mieć 2500 mkw. Musieliśmy więc dokupić działki sąsiadujące. Nie wiedzieliśmy, ile miasto sobie za nie zażyczy. Mogło się też zdarzyć tak, że do nich ktoś zgłosi roszczenia o zwrot. Zostalibyśmy z bezwartościowym gruntem – zaznacza.
Poruszony został również wątek żony mecenasa. Jak informowaliśmy, pracowała ona w Biurze Gospodarki Nieruchomościami, ale w ostatnich dniach została zwolniona.Majewski ponownie odniósł się do sprawy (zrobił to już 31 sierpnia).- Od przełożonych usłyszała, że w 2014 r., gdy zatrudniana była na umowę o pracę, złożyła rzekomo nieprawdziwe oświadczenie. Pytanie w formularzu brzmiało, o ile pamiętam: „Czy pani małżonek posiada lub nie posiada roszczenia reprywatyzacyjne związane z dekretem Bieruta?”. W tamtym czasie nie posiadałem już żadnych roszczeń, bo dwa lata wcześniej stałem się przecież współużytkownikiem wieczystym działki Chmielna 70 – nieruchomości, co do której nie toczyło się w 2014 r. żadne postępowanie. Nie byłem i nie jestem zaangażowany w inne procesy reprywatyzacyjne. O tym zgodnie z prawdą poinformowała moja żona, pisząc w 2014 r.: „Według mojej wiedzy nie posiada”. Ale jeśli jedynym powodem zwolnienia szeregowego pracownika jest transakcja przeprowadzona przez małżonka – adwokata, z którym ma rozdzielność majątkową, to mamy do czynienia z klasycznym polowaniem na czarownice – przekonuje Majewski.
"Nie ma żadnego dowodu"
Odniósł się także do sprawy Duńczyka Jana Martina Holgera. Miasto zwróciło teren dawnej Chmielnej 70 w 2012 roku, ale okazało się, że byłemu właścicielowi przyznano już odszkodowanie za ten teren w latach 50., na mocy układu zawartego jeszcze przez rząd PRL z Królestwem Danii.
- W ogóle nie ma żadnego dowodu na to, by Jan Martin był Duńczykiem. Urodził się w 1890 roku w Warszawie. Mieszkał przez cały czas w Polsce. Z żadnego dokumentu nie wynika, by był Duńczykiem. Dla mnie Jan Martin był Polakiem, który wyemigrował w ostatnich latach swojego życia do Danii – mówi Majewski.
I dodaje, że na działkę przeznaczył oszczędności życia. - Z perspektywy czasu żałuję, że przeznaczyłem na ten cel oszczędności życia. A jak państwo widzą nie mam już 20 lat. I może się okazać, że stracę te pieniądze.
- Nie złamałem prawa – powiedział dziennikarzom Majewski. Całą rozmowę można przeczytać tutaj.
KONTROWERSJE WOKÓŁ REPRYWATYZACJI:
Reprywatyzacja
Reprywatyzacja
ran/mś