Od 1 stycznia fotoradary straży miejskich i gminnych będą musiały zniknąć z ulic. Ustawę zakazującą używania urządzeń przez strażników przyjął w lipcu Sejm. Argumentem było wykorzystywanie fotoradarów jako "maszynek do zarabiania pieniędzy".
Jeden fotoradar, dwa systemy
Nowe przepisy nie oznaczają jednak, że fotoradary zupełnie znikną z polskich dróg. Zostaną te, które są w rękach policji i Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Teoretycznie gminne mogłyby trafić również w ich ręce. Przeszkodą mogą być koszty, bo - jak się okazuje - fotoradary strażników nie są dostosowane do systemów używanych przez Inspekcję. – Szacujemy, że koszty dostosowania każdego jednego urządzenia to jest rząd 50 tys. złotych – podkreślił w rozmowie z reporterem TVN24 Adam Jasiński z GITD.
Drogowcy ostrzegają, że zniknięcie fotoradarów może przynieść jeszcze jeden skutek, poza zmniejszonymi wpływami do budżetów miast i gmin. - Może być sytuacja, że wypadków będzie więcej, ponieważ fotoradary były batem na tych wszystkich wariatów – mówi Karolina Gałecka, rzeczniczka Zarządu Dróg Miejskich.
Jako przykład podaje ulicę Słomińskiego przy moście Gdańskim. Trzy lata przed postawieniem urządzeń rejestrujących doszło tam do sześciu wypadków, w których siedem osób zostało rannych a jedna zginęła. - Po uruchomieniu fotoradaru w 2007 roku doszło tam tylko do jednego wypadku, w którym jedna osoba została ranna. Nikt nie zginął - przekonuje Gałecka.
Problem ten wyraźnie mogą odczuć warszawiacy. Z 31 fotoradarów tylko 4 należą do GITD. W połowie grudnia straż miejska poinformowała, że jest gotowa przekazać Inspekcji wszystkie 27 słupków. GITD zadeklarowała jednak, że chce przejąć tylko część urządzeń – 16.
jk/b