Warszawscy nauczyciele szykują się na strajku na dużą skalę. Ma objąć około 480 placówek edukacyjnych: od przedszkoli poprzez szkoły podstawowe po średnie. Akcja protestacyjna może zakłócić egzaminy gimnazjalistów, ósmoklasistów i maturzystów.
Spór zbiorowy nauczycieli ze szkołami wszedł już w ostatnią fazę. Minęły już etapy składania żądań i rokowań. Teraz prowadzone są mediacje na temat warunków zatrudnienia i, jeśli nie zakończą się porozumieniem, uruchomione zostaną procedury zmierzające do rozpoczęcia strajku.
Głównym postulatem związkowców jest podniesienie pensji nauczycieli. Różnią się w szczegółach. Forum Związków Zawodowych żąda zwiększenia o tysiąc złotych wynagrodzenia zasadniczego wszystkich nauczycieli. Związek Nauczycielstwa Polskiego chce plus tysiąc złotych tzw. kwoty bazowej służącej do wyliczania średniego wynagrodzenia. Sekcja Krajowa Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność postuluje zaś podniesienie płac w oświacie o nie mniej niż 650 złotych w tym roku i kolejnych 15 proc. od stycznia 2020 do wynagrodzenia zasadniczego każdego nauczyciela.
60 procent placówek w sporze zbiorowym
Liczby, które podaje dyrektor Biura Edukacji w ratuszu pokazują, jaką skalę będzie miał planowany strajk. Według Joanny Gospodarczyk do sporu zbiorowego przystąpiło już 480 placówek w całej Warszawie.
- To oznacza ponad 60 procent wszystkich placówek – wylicza. - Ten spór rozpoczął się we wszystkich dzielnicach. Są dzielnice, gdzie zaangażowało się 100 procent placówek. To Wilanów, Ursynów, Wawer. Są też takie, gdzie (zaangażowanych - red.) jest 70 procent, czasem trochę mniej. Mówimy o placówkach każdego typu, a więc o przedszkolach, szkołach podstawowych i średnich – wyjaśnia Joanna Gospodarczyk.
Jak przyznaje Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego, wszystko wskazuje na to, że strajk się odbędzie. - Bo Ministerstwo Edukacji Narodowej nie prowadzi z nami obecnie żadnych negocjacji – argumentuje. - Jesteśmy otwarci na rozmowy, na konstruktywne propozycje i poważne podejście do tematu – podkreśla.
Najpierw referendum strajkowe
Fiasko mediacji w ramach sporu zbiorowego nie oznacza strajku z automatu. Najpierw trzeba przeprowadzić referendum strajkowe. - Ono powie, czy pracownicy danej szkoły przystąpią do strajku. O konkretnym terminie na razie nie mówimy, ustalimy go na początku marca. Mówimy tylko, że odbędzie się on w terminie okołoegzaminacyjnym w kwietniu - ostrzega rzeczniczka.
- Ustawa mówi, że w referendum musi wziąć udział połowa zatrudnionych w danej placówce i co najmniej 51 procent musi zagłosować za. Wtedy strajk może odbyć się legalnie – dopowiada Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych. Zapytany wprost, czy strajk może odbyć się w czasie egzaminów, przyznaje, że jest to brane pod uwagę. - Mam nadzieję, że rząd pójdzie po rozum do głowy i zdecyduje się na podjęcie rokowań i zawarcie porozumienia, a nie testowanie, czy strajk się odbędzie – dodaje.
Kaszulanis twierdzi, że zainteresowanie strajkiem jest bardzo duże. - Do strajku przystępują szkoły, których pracownicy i nauczyciele należą do ZNP i te, gdzie związki nie działają. Bardzo często występują do nas z wnioskiem o reprezentowanie ich interesów. Nawet szkoły gdzie pracują nauczyciele niezrzeszeni też bardzo często chcą zorganizować u siebie strajk – dodaje.
W ratuszu powstaje sztab kryzysowy
Dyrektor Biura Edukacji mówi, że rozumie postulaty nauczycieli i krytykuje przerzucanie przez rząd "na barki samorządu coraz więcej wydatków związanych z finansowaniem oświaty". - Jako Warszawa jesteśmy w stanie dołożyć do dodatków motywacyjnych i funkcyjnych. I te wydatki w stolicy są wysokie w porównaniu do innych dużych miast. Na przykład u nas dodatek motywacyjny dla nauczyciela to jest średnio 600 złotych. Podczas gdy w innych miastach to jest rząd wielkości 150-200 złotych. Natomiast wynagrodzenie zasadnicze powinno być w gestii Ministerstwa Edukacji Narodowej – argumentuje.
Mimo to, ma świadomość, że kwoty, które wpływają co miesiąc na konta warszawskich dydaktyków są zbyt niskie. - Nauczyciele oczekują naprawdę dużego podniesienia swoich wynagrodzeń. Jeśli patrzymy na sytuację młodego nauczyciela w Warszawie, to pensja dwa lub niecałe dwa tysiące na rękę nie jest atrakcyjna. Tylko pasjonaci przychodzą do pracy w szkole. Taka młoda osoba z powodzeniem znajduje dwa razy więcej płatne zatrudnienie w prywatnych firmach – tłumaczy.
Nie czekając na efekt referendum, miasto przygotowuje się na strajk i organizuje sztab kryzysowy. - Prawdopodobnie około 200 tysięcy przedszkolaków i uczniów może zastać placówki zamknięte. Ten radykalny krok nauczycieli wiązać się prawdopodobnie będzie z ostrym strajkiem. Myślę, że będziemy oferować rodzicom miejsca do opieki i przygotowywać jakieś rozwiązania ochronne – mówi tvnwarszawa.pl. Ale wiceprezydent stolicy Renata Kaznowska, która odpowiada za edukację przyznała w rozmowie z "Gazetą Stołeczną", że może być kłopot. - Przy wyłączeniu tak dużej liczby przedszkoli miasto nie będzie w stanie zapewnić opieki nad dziećmi - stwierdziła.
Propozycje ministerstwa
W odpowiedzi na postulaty związkowców minister edukacji Anna Zalewska przypomniała, że nauczyciele o najwyższym stopniu awansu w ciągu roku do września otrzymają 16-procentową podwyżkę. Zaproponowała też dodatkowe bonusy w 2020 roku.
Ponadto proponuje, że stażyści w dwóch pierwszych latach pracy mają jednorazowo dostać po 1000 zł. Z kolei wyróżniający się nauczyciele pracy mieliby otrzymywać comiesięczne dodatki: 200 zł (nauczyciele kontraktowi), 400 zł (nauczyciele mianowani), i 500 zł (nauczyciele dyplomowani).
Na płace nauczycieli składa się wynagrodzenie zasadnicze i dodatki określone w Karcie Nauczyciela. Nauczycielskie związki zawodowe od lat podkreślają, że poszczególni nauczyciele dostają tylko po kilka dodatków z listy, a wysokość niektórych z nich jest niska, a efekcie o ich faktycznych zarobkach świadczy wysokość wynagrodzenia zasadniczego.
ap/PAP/b