"Lato wkroczył do miasta, rozpaliło gorącym oddechem kamienice, rozżarzyło rozpalone węgle upału po iężko dyszących ulicach" - opisywał obrazowo dziennikarz "Kuriera Warszawskiego" w lipcu 1936 roku. Podczas upalnych dni kierunek był więc oczywisty – Wisła.
Nad rzeką działały zarówno plaże ogólnodostępne np. na Golędzinowie, jak i prywatne: braci Kozłowskich na Saskiej Kepie i "Poniatówka" w okolicach mostu Poniatowskiego. Za wejście na prywatną trzeba było zapłacić, ale tam standard był wyższy: leżaki, szafki, przebieralnie. Było również bezpieczniej, niż na dzikich kąpieliskach.
"Miejsce do kąpieli odgrodzone jest sznurami: nie ma tam ani prądów zdradliwych, ani dołów, ukrytych przed okiem ludzkim. (...) Ubrani na biało, po marynarsku posterunkowi z rzecznego komisariatu pilnują, żeby ktoś nie wypłynął na Wisłę: łapią takiego amatora, zapraszają do łódki – i potem tłumacz się w komisariacie, ześ nie wiedział" – pisał "Kurier Warszawski".
Więcej w 67. numerze "Karty".
bako
Pamiętacie jeszcze czasy kiedy nadwiślańskie plaże były oblegane? Macie jakieś fotografie? Podzielcie się nimi z innymi warszawiakami publikując je w tvnwarszawa.pl lub wysyłając je na warszawa@tvn.pl.
Źródło zdjęcia głównego: | Fakty TVN