Magda była punktualna, zawsze do domu wracała na czas. 28 grudnia nie wróciła. 16-latka została śmiertelnie potrącona przez pędzący samochód, kierowca uciekł. W środę w sądzie rozpoczął się proces 26-letniego Adriana M. oskarżonego o spowodowanie wypadku.
Po jednej stronie sali sądowej siedzą rodzice, którzy w grudniu 2015 roku stracili córkę – Paweł i Katarzyna Sosnowscy. Oboje robią dokładne notatki. Zadośćuczynienia nie chcą.
Po drugiej Adrian. M, 26-latek, kawaler, ale też ojciec. Kilkakrotnie skazany za posiadanie znacznej ilości narkotyków. W środę do sądu przywiózł go konwój policyjny. W areszcie nie siedzi jednak we względu na wypadek, ale kolejny raz za narkotyki. Dziś Adriana M. prokuratura oskarża o spowodowanie głośnego wypadku na Wincentego.
"Zacząłem jej szukać"
Pierwszy zeznania przed sądem składa ojciec nastolatki. To on po śmierci córki wziął odpowiedzialność za całą procedurę związaną z procesem, występuje w nim jako oskarżyciel posiłkowy.
- Wróciłem z pracy, telefon córki nie odpowiadał, co było nienaturalne, zacząłem jej więc szukać – mówi. Po pewnym czasie dołączyła do niego żona, razem trafili na miejsce wypadku, na Wincentego.
Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że ucierpiała ich córka, policjanci pozwolili zidentyfikować ciało. Podszedł ojciec. To była Magda.
Dziewczyna przechodziła przez jezdnię. Nie było tam oznakowanego przejścia. Na jednym pasie był korek samochodów, sąsiednim - jak wcześniej zeznawali świadkowie - pędził ciemny samochód. Uderzył w pieszą z impetem. Kierowca odjechał nie udzielając pomocy.
Czy dziewczyna wcześniej przekraczała jezdnię w tym miejscu? – pyta sędzia Iwona Gierula.
– Nie widziałem. To było miejsce, gdzie mieszkańcy osiedla Park Leśny często przekraczali jezdnię. Magda ma młodszą siostrę, więc chcieliśmy, żeby dawała dobre wzorce i nie przechodziła w taki sposób przez ulicę – opowiada ojciec.
Następnego dnia po wypadku Paweł Sosnowski wrócił na miejsce zdarzenia. Wciąż leżały tam części z uszkodzonego samochodu, który potrącił jego córkę. Zebrał te elementy i zawiózł na policję.
Nie przyznaje się do winy
Katarzyna Sosnowska powtarza relacje męża, ale dodaje. – Oskarżonego widziałam. Po wypadku, na cmentarzu, kiedy odwiedzałam grób córki.
Płacze. Jej zdaniem Adrian M. z piskiem opon wyjeżdżał z parkingu przy cmentarzu Bródnowskim.
– Staliśmy naprzeciwko siebie, ja musiałam wyjechać z parkingu po drugiej stronie ulicy. Chciałam jechać w kierunku Bródna, on w kierunku ronda Żaba – relacjonuje.
Jednak 26-latek do zeznań kobiety się nie odnosi. Wcześniej składa tylko krótkie oświadczenie: "nie przyznaję się do winy, to nie ja kierowałem mercedesem 28 grudnia". Na pytania nie odpowiada.
Tak samo powiedział podczas przesłuchania w prokuraturze. Wtedy porzucony, poobijany czarny mercedes został odnaleziony w lesie pod Warszawą. Adrian M. po 11 dniach zgłosił się na policję, ale po przesłuchaniu z komisariatu wrócił do domu. Wówczas policjanci nie mieli jeszcze dowodów, że to on siedział za kierownicą samochodu, który śmiertelnie potrącił Magdę.
Po kolejnych kilku dniach 26-latek znów trafił na policję. Został zatrzymany, gdy bez prawa jazdy i pod wpływem narkotyków jechał samochodem.
Ostatecznie śledztwo trwało blisko rok, dopiero w listopadzie akt oskarżenia trafił do sądu.
Są świadkowie
Tam zjawiło się ośmiu świadków wśród nich, matka chrzestna Adriana M., właścicielka samochodu, którym według biegłych została potrącona Magda.
Co powiedzieli na razie pozostaje tajemnicą. Sąd nie wyraził zgody na podawanie relacji świadków, bo podczas kolejnej rozprawy wyznaczonej na piątek zeznawać mają następni. Sąd nie chce, żeby kierowali się tym, o czym przeczytali w relacjach medialnych.
Ale zeznania świadków to nie jedyne dowody w tej sprawie. Prokuratura dysponuje między innymi historią logowania telefonu oskarżonego. Przeprowadzono również badania DNA, które potwierdziło zgodność materiału biologicznego pobranego od ofiary, z tym na samochodzie Adriana M.
Według biegłego, osoba, która kierowała mercedesem jechała więcej niż 90 km/h w miejscu, gdzie jest ograniczenie do 50 km/h. Adrianowi M. łącznie grozi 12 lat więzienia.
kz/mś
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl