Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz poinformowała w środę, że zdecydowała o zakazie organizacji Marszu Niepodległości 11 listopada. Marczak podkreślił, że "nie było żadnych rozmów ze strony prezydent Warszawy z komendantem stołecznym policji odnośnie zakazania Marszu Niepodległości". - Nie było żadnych pytań odnośnie możliwości zabezpieczenia z naszej strony. Informacja jest dla nas ogromnym zaskoczeniem – powiedział.
- Pytanie, jaki skutek może przynieść dana decyzja na kilka dni przed marszem. Niestety, odpowiedzi, które przychodzą nam do głowy, niosą wiele obaw – dodał rzecznik KSP. - Musimy się liczyć z tym, że te kilkadziesiąt tysięcy osób, które planowały przyjazd, w Warszawie się pojawią. Pytanie tylko, jakie mogą pojawić się zagrożenia. Na to pytanie dużo trudniej odpowiedzieć, w obecnej sytuacji - uzupełnił w rozmowie z TVN24.
"Próba wciągnięcia policji w grę"
W uzasadnieniu decyzji o zakazie organizacje Marszu Niepodległości prezydent Warszawy wskazała m.in. na obawy dotyczące "masowej absencji chorobowej wielu funkcjonariuszy policji i ich powszechnie znana deklaracja udania się w dniu 11 listopada na kolejne zwolnienia lekarskie".
Marczak, odnosząc się do tej informacji, podkreślił, że prezydent Warszawy nie kontaktowała się z KSP na temat zwolnień policjantów oraz planowanych działań. - Informacja ta, która znalazła się w części zakazu wydanego przez prezydent Warszawy, stanowi w mojej ocenie jedynie próbę wciągnięcia policji w grę, w której stanowi ona przedmiot usprawiedliwiający zaskakującą dla nas decyzję – podkreślił.
Jak dodał w rozmowie z TVN24, policjanci przygotowywali się i wciąż przygotowują do tego wydarzenia. - Tradycyjnie, jak to było w latach poprzednich, wnioskowaliśmy do innych garnizonów. To samo dotyczy innych służb, które wspierały nas przy tym wydarzeniu. Decyzja jest dla nas ogromnym zaskoczeniem, tym bardziej, że dowiedzieliśmy się po konferencji prasowej, nikt z ratusza wcześniej nie przekazywał nam takiej informacji - powtórzył.
"Zagrożenie o charakterze terrorystycznym"
Sylwester Marczak był pytany, dlaczego policja poprosiła ratusz o postawienie w miejscu marszu specjalnych barier, które miałby zapobiegać atakom terrorystycznym. - Czy policja obawiała się niebezpieczeństwa? - dopytywała reporterka.
- Ci, którzy zajmują się tematyką bezpieczeństwa powinni zdawać sobie sprawę, skąd taki wniosek. Zagrożenie o charakterze terrorystycznym, co pokazały przykłady z innych miast Europy, istnieje. Nie inaczej może być na terenie Warszawy, stąd nasze działania, które mają przede wszystkim przeciwdziałać - stwierdził i przypomniał, że przed rokiem prowadzone były takie same działania.
Rzecznik odniósł się również do słów Hanny Gronkiewicz-Waltz dotyczących braku wsparcia ze strony innych garnizonów. - Nie było rozmów z komendantem, więc na jakiej podstawie sugerowano się informacją, że nie będzie posiłków ze strony innych miast? Ja mam informację, że takie wsparcie by było - zapewnił Marczak.
Marczak ocenił również, że policja w poprzednich latach wywiązywała się z zadań 11 listopada. - Oczywiście pojawiały się różnego rodzaju okoliczności, były sytuacje łamania prawa, toczą się śledztwa, toczą się postępowania, w których czynności są prowadzone pod nadzorem prokuratury, ale też z naszej strony podejmowane były kroki wobec osób, które naruszały prawo - stwierdził i podkreślił, że również w tym roku policja będzie przygotowana na każdą ewentualność związaną z zakazem wprowadzonym przez ratusz.
Z centrum na błonia Narodowego
Tegoroczny marsz środowisk narodowych zaplanowany został na niedzielę, a jego hasło to "Bóg, Honor, Ojczyzna". Uczestnicy zamierzali zgromadzić się o godz. 14.00 przy rondzie Dmowskiego, a następnie przejść Alejami Jerozolimskimi, mostem Poniatowskiego, Wybrzeżem Szczecińskim i ul. Siwca na błonia Stadionu Narodowego. Demonstracja ta odbywała się co roku 11 listopada, począwszy od 2010 r.
Gronkiewicz-Waltz zakazała marszu narodowców
Gronkiewicz-Waltz zakazała marszu narodowców
PAP/ml/kz/b