- Innej, skuteczniejszej, no może poza mandatami, metody na ukrócenie dewastacji zieleni przyulicznej nie ma – przekonują pracownicy Zarządu Oczyszczania Miasta.
180 metrów nowych płotków chroniących trawniki przed rozjeżdżaniem postawiono na Solcu. Odnowiono też ponad 3 tys. barierek w Ursusie, na ulicach Sosnkowskiego i Ryżowej.
"To syzyfowa praca"
Na tvnwarszawa.pl pisaliśmy, że tego typu działania to "syzyfowa praca", bo płotki są na bieżąco dewastowane przez kierowców. - Naprawy oraz mycie i malowanie płotków kosztują 100 tys. zł. rocznie. A jak kierowcy i tak zawsze znajdą sposób, by wjechać na trawnik. Może powinniśmy stawiać wygrodzenia od wygrodzeń? – skarżyli się pracownicy ZOM-u.
Jak przekonywali, trudno znaleźć inny sposób, który ochroniłby przyuliczną zieleń. Lepszym wariantem mogą być tylko surowe mandaty.
– Jeśli człowiek nie ma w sobie samodyscypliny i nie potrafi (albo nie chce) zrozumieć, że zieleni niszczyć nie wolno, to nie widzę innego sposobu. Straż Miejska ma duże pole do popisu – mówiła nam kilka miesięcy temu rzeczniczka ZOM.
Rozjechali 8 hektarów
Straż przekonuje, że stara się walczyć z takimi incydentami. Od lutego do czerwca interweniowali w sprawie rozjeżdżania trawników blisko 12 tys. razy. Najczęściej na Mokotowie, Ochocie i na Woli. Przypominają też, że w ubiegłym roku kierowcy zniszczyli w ten sposób około 8 hektarów zieleni.
Mimo wzmożonych działań, kierowcy wciąż traktują część stołecznych trawników jak miejsca do pozostawiania aut. Skutkiem jest ich wygląd przypominający klepiska, a w czasie deszczu rozjeżdżone bajora, przedzielone koleinami.
Parkowanie na trawnikach
kw/gp
Źródło zdjęcia głównego: ZOM